Marek Matusiak: Izrael pod kijowskim pręgierzem. Dlaczego Beniamin Netanjahu nie wspiera Ukrainy?

Od powrotu do władzy Beniamina Netanjahu Jerozolima przestała publicznie potępiać Rosję. Do tego strona ukraińska przekonuje, że pomoc humanitarna niemal ustała – pisze ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Publikacja: 31.08.2023 03:00

Beniamin Netanjahu

Beniamin Netanjahu

Foto: AFP

Ukraińska dyplomacja po 24 lutego 2022 roku jest ewenementem w historii stosunków międzynarodowych. Państwo dewastowane przez agresora i zależne od pomocy zewnętrznej w relacjach z partnerami nie tylko prosi i dziękuje, ale także żąda, dyscyplinuje i łaje. Asertywności tej doświadczyły jak dotąd przede wszystkim Niemcy (choć, jak wiemy, nie one jedne). Obecnie przekonuje się o niej Izrael.

Ukraińska krytyka

W ciągu ostatnich miesięcy władze izraelskie usłyszały m.in., że kontakty z nimi „nie przynoszą żadnych rezultatów” (prezydent Zełenski), że „nie wywiązują się z podjętych zobowiązań”, „wybrały współpracę z Moskwą”, a także milczą w obliczu wymierzonych w ukraińskiego lidera antysemickich wypowiedzi rosyjskich oficjeli (ambasada Ukrainy w Tel Awiwie).

Czytaj więcej

Ukraina-Izrael. Widmo poważnego konfliktu

Lista zarzutów pod adresem Izraela jest długa. Sprowadza się jednak do tego, że w poczuciu Kijowa państwo to nie udzieliło mu jak dotąd żadnej istotnej pomocy wojskowej, okazane wsparcie polityczne było minimalne, a humanitarne wyschło wraz z powrotem do władzy Beniamina Netanjahu. Tym samym w ocenie Ukraińców władze izraelskie jedynie markują pomoc, w rzeczywistości zaś dbają przede wszystkim o zachowanie zakulisowych relacji z Rosją.

Do zarzutów tych dochodzą także pomniejsze dotyczące m.in. ruchu osobowego czy sytuacji uchodźców. Ukraina twierdzi np., że Izrael dyskryminuje jej obywateli, odmawiając mniej więcej co dziesiątemu prawa wjazdu.

W tym kontekście Kijów zagroził niedawno (ustami ambasadora), że jeśli sytuacja się nie poprawi, zablokuje pielgrzymkę, jaką bracławscy chasydzi odbywają na Rosz ha-Szana (w tym roku 15–17 września) do grobu swojego cadyka w Humaniu. A sprawa nie jest błaha, bo chodzi o kilkadziesiąt tysięcy osób (mimo wojny) i to z elektoratu obecnej koalicji rządzącej Izraelem.

Szczytem asertywności – i miarą tego, jak zmienił się świat po 24 lutego – było natomiast stwierdzenie ukraińskiego dyplomaty, że dla premiera Netanjahu „najkrótsza droga do Białego Domu prowadzi przez Kijów”. W przypadku przywódcy, który co prawda stoi na czele państwa cieszącego się szczególnie bliskim relacjami z USA, ale który od miesięcy nie może doczekać się zaproszenia do Waszyngtonu, było to szpilą szczególnie celną.

Netanjahu w kropce

Ukraińska krytyka jednak nie ma dużych szans wpłynąć na zmianę polityki Izraela. Nie zmienia bowiem głównych przesłanek – do których jeszcze wrócę – w oparciu o które władze w Jerozolimie kształtują politykę wobec wojny. Sęk jednak w tym, że nie mogą one całkiem Ukraińców zignorować. Nie mogą bowiem dopuścić, aby powstało wrażenie, że są wobec wojny indyferentne lub – tym bardziej – że de facto stawiają na relacje z Rosją.

Czytaj więcej

Izrael otrzymuje zgodę USA na sprzedaż systemu antyrakietowego Arrow 3 do Niemiec

Jako państwo, które deklaruje przynależność do świata Zachodu i które samo regularnie o jego solidarność apeluje (przeciw Iranowi, przeciw Hezbollahowi, przeciw ugrupowaniom palestyńskim), Izrael nie może wszak jawić się jako obojętny wobec konfliktu zbrojnego, który Zachód tak bardzo angażuje. I to zwłaszcza w sytuacji, kiedy inny regionalny potentat – Arabia Saudyjska – zadeklarował pomoc humanitarną dla Kijowa w wysokości 400 mln dol. i gościł niedawne rozmowy w Dżeddzie mające przekonać państwa spoza bloku zachodniego do ukraińskiej formuły uregulowania konfliktu.

W tej sytuacji wypytywany o możliwość udzielenia Ukrainie pomocy wojskowej premier Netanjahu od miesięcy kluczy. Powtarza, że „przygląda się sprawie”, „studiuje możliwości”, „przeprowadza konsultacje”, a nawet (w czerwcu), że „nie wyklucza odwiedzenia Kijowa”. Zdaniem Ukraińców wiele jednak z tego nie wynika, poza tym, że pozwala izraelskiemu premierowi symulować, że coś ważnego dla Ukrainy robi albo gotów jest zrobić lada moment.

Z punktu widzenia Izraela wojna w Ukrainie wygląda zupełnie inaczej niż z perspektywy europejskiej

Sytuacja ta nakazuje oczekiwać w stosunkach izraelsko-ukraińskich pogłębiania się obopólnej frustracji. Po stronie Ukrainy ze względu na brak oczekiwanego wsparcia, a po stronie władz Izraela z powodu sytuacji, w której Kijów pozwala sobie na ich bezpardonową krytykę, one zaś nie mogą jej uciszyć. W końcu Ukraina jako ofiara agresji występuje z pozycji moralnej słuszności, a na dodatek ma prezydenta, którego przodkowie byli ofiarami Zagłady.

Podjęta przez Netanjahu próba uzasadnienia niedostarczania pomocy wojskowej Ukrainie obawami o to, że „izraelskie technologie mogłyby wpaść w ręce Iranu”, spotkała się z gwałtownym sprzeciwem Kijowa i argument ten więcej się nie pojawił.

Wojna z perspektywy Jerozolimy

Z punktu widzenia Izraela wojna w Ukrainie wygląda zupełnie inaczej niż z perspektywy europejskiej. Zwłaszcza obecnie, kiedy głęboki kryzys polityczny wewnątrz tego kraju – niczym czarna dziura – pochłania energię, czas i emocje zarówno klasy politycznej, jak i społeczeństwa.

Jednak nawet przed jego rozpoczęciem wojna w Ukrainie plasowała się daleko poza podium w hierarchii tematów, które tamtejszą opinię publiczną rzeczywiście zajmują. Jawi się ona bowiem Izraelczykom jako coś relatywnie odległego, niemającego bezpośredniego wpływu na ich państwo, a zatem – siłą rzeczy – mniej absorbującego niż liczne własne problemy wewnętrzne i zewnętrzne. Sondaże opinii publicznej przeprowadzane na przestrzeni 2022 roku konsekwentnie wykazały, że społeczeństwo izraelskie sympatyzuje wprawdzie z Ukrainą, zarazem jednak niechętne jest wysyłaniu broni czy przyłączaniu się ich państwa do reżimu sankcyjnego. Bierze się to niewątpliwie z obaw o reakcje Rosji, jednocześnie jednak z głęboko zakorzenionego przekonania, że Izrael musi koncentrować się na własnym bezpieczeństwie, nie może pozwolić sobie na luksus prowadzenia polityki zagranicznej determinowanej odruchami moralnymi i że nie jest Ukrainie (ani żadnemu innemu państwu) nic winien. Jeśli już, to – ze względu na przeszłość – odwrotnie.

Czytaj więcej

Izrael nie dostarcza broni Ukrainie. Netanjahu wyjaśnia, dlaczego

Oczywiście perspektywa statystyczna nie ujmuje wszystkiego. W Izraelu istnieje grupa obywateli głęboko przejętych losem Ukrainy (głównie wychodźców z tego państwa) i organizujących pomoc. Nad Dniepr trafiła także niewielka grupa izraelskich ochotników. Jest to jednak w ramach izraelskiego społeczeństwa mniejszość o ograniczonej mocy sprawczej.

Z kolei polityka izraelskich rządów (dwóch) i premierów (trzech) wobec wojny ulegała fluktuacjom, zasadniczo jednak utrzymywała się dotąd w wyraźnie zakreślonych ramach. Izrael od początku zapowiedział, że nie przyłączy się do sankcji i nie dostarczy broni. Za poprzedniego rządu (premierzy Naftali Bennett i Ja’ir Lapid) zdobył się jednak na potępienie Rosji po ujawnieniu masakry w Buczy oraz przekazał Ukrainie pomoc humanitarną. Z kolei po zmianie rządu na początku roku nowy/stary premier Netanjahu zadeklarował, że jego rząd będzie w sprawie wojny w Ukrainie „mniej mówić”, pozostawiając tym samym przestrzeń do domysłów, że być może będzie za to „więcej robić”.

Jednak zdaniem Ukraińców do niczego takiego nie doszło. W praktyce Izrael przestał publicznie potępiać Rosję, a pomoc humanitarna – jak przekonuje strona ukraińska – niemal ustała. Natomiast obietnice złożone w czasie wizyty szefa izraelskiej dyplomacji Elego Cohena w Kijowie w lutym, takie jak gwarancje kredytowe na kwotę 200 mln dol. czy – bliżej niesprecyzowany – system identyfikowania zagrożeń powietrznych, jak dotąd nie zostały zrealizowane.

Co do przyczyn tej powściągliwej polityki władze w Jerozolimie wskazują wojskową obecność Rosji w Syrii, z którą Izrael musi się liczyć, planując operacje zbrojne, a także obawę o możliwe zacieśnienie współpracy rosyjsko-irańskiej w dziedzinie bezpieczeństwa.

Wydaje się jednak, że istnieje też powód głębszy i bardziej generalny, a mianowicie, że w optyce izraelskich decydentów Rosja – jako państwo potężne i mściwe – była, jest i będzie, więc antagonizowanie jej w sytuacji, kiedy nie ma się po temu bardzo ważnego, konkretnego, własnego (sic!) powodu byłoby polityką błędną z punktu widzenia interesu narodowego.

Autor jest koordynatorem projektu Izrael–Europa w Ośrodku Studiów Wschodnich

Ukraińska dyplomacja po 24 lutego 2022 roku jest ewenementem w historii stosunków międzynarodowych. Państwo dewastowane przez agresora i zależne od pomocy zewnętrznej w relacjach z partnerami nie tylko prosi i dziękuje, ale także żąda, dyscyplinuje i łaje. Asertywności tej doświadczyły jak dotąd przede wszystkim Niemcy (choć, jak wiemy, nie one jedne). Obecnie przekonuje się o niej Izrael.

Ukraińska krytyka

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej