Radosław Markowski: Co politologia mówi o referendum i pytaniach PiS

Pytania zaproponowane przez PiS są nielogiczne, pełne inwektyw i insynuacji, a ukryte cyniczne cele władzy są aż nadto widoczne – pisze politolog i socjolog.

Publikacja: 17.08.2023 03:00

Radosław Markowski: Co politologia mówi o referendum i pytaniach PiS

Foto: Piotr Kamionka/REPORTER

Zacznijmy od fundamentów: po co komu referenda, jak i kiedy się je ogłasza? Światowa politologiczna literatura, zwłaszcza politologia empiryczna testująca zjawisko referendów, ma wiele do powiedzenia na temat ich sensowności oraz warunków pozwalających traktować je jako adekwatne narzędzie podejmowania zbiorowych decyzji.

Czytaj więcej

Krzysztof Adam Kowalczyk: Słów cięcie-gięcie w pytaniach do referendum

Miał rację – ponad wiek temu – Max Weber, gdy odpowiadając niektórym entuzjastom demokracji bezpośredniej, sugerował, iż ta udaje się po spełnieniu kilku warunków. Po pierwsze, społeczność decydująca o jakiejś ogólnej kwestii musi być niezbyt liczebna: gmina, fabryka, osiedle, w porywach powiat – to jego zdaniem najlepsza skala na referendum. Po drugie, uważał, że status społeczny osób biorących udział w referendum nie powinien się zbytnio różnić; arystokracja w jednym worku z profesjonalistami i półpiśmiennymi chłopami wydawała mu się nonsensem. W końcu, po trzecie i najważniejsze, by sensownie stosować referenda, ludzie w nich biorący udział muszą mieć tzw. merytoryczne minimum wiedzy o przedmiocie, którego referendalne pytanie dotyczy.

Wiek po Weberze

Współczesne badania potwierdzają trafność weberowskiej propozycji i dodają jeszcze kilka innych warunków koniecznych, by zasadnie proponować referendalne odpytywanie obywateli, co sądzą o jakiejś kwestii. I tak, kwestia poddana pod głosowanie musi stanowić istotny problem dla znacznej i znaczącej części społeczeństwa. Nie może to być – by użyć zgrabnego angielskiego pierwowzoru – a „non-issue”, a więc problem iluzoryczny. Poza tym referenda – ze swej ontologicznej istoty narzędzie „większościowe” – nie powinny być używane w sprawach dotyczących mniejszości, gdyż ta (z definicji) nie ma w referendalnej logice szans. Stąd wielka zaleta demokracji liberalnych, które konstytucyjnie chronią praw mniejszości przed autorytarnymi zakusami większości. Z tego (i nie tylko) względu referenda nie są uznawane za politycznie adekwatne narzędzie w tzw. permanentnie podzielonych społeczeństwach, podzielonych religijnie, rasowo, etnicznie.

Liczne badania testujące rozumienie przez przeciętnych obywateli, co właściwie było rozstrzygane w danym referendum, wskazują na ogromne pokłady niewiedzy, zagubienia czy wręcz nietrafnych z punktu widzenia własnego interesu ekonomicznego decyzji różnych grup społecznych. Ponadto w referendach (których frekwencja jest zazwyczaj znacząco niższa niż w wyborach parlamentarnych) niespełniony jest podstawowy warunek reprezentatywności tego przedsięwzięcia, a im niższa frekwencja, tym owa niereprezentatywność większa.

Czytaj więcej

Dr Oczkoś: Referendum 15 października? Pytania są naiwne, ale takie mają być

W końcu, w cywilizowanych demokratycznych krajach, gdzie obywateli traktuje się poważnie (wszak to za ich pieniądze organizowane są referenda), przyjmuje się, że pytania referendalne powinny być (a) znane co najmniej pól roku przed samym wydarzeniem, (b) powinny być redagowane przez ekspertów i naukowców, by uniknąć manipulacji, (c) obywatele, zainteresowane strony i organizacje społeczne powinny mieć nieskrępowany dostęp do informacji na temat danego problemu, by móc oszacować skutki alternatywy stawianej w pytaniu referendalnym. Chodzi o coś na podobieństwo „oceny skutków regulacji” (OSR), wymogu prawnego kompletnie w ostatnich ośmiu latach lekceważonego przez rządzących.

Nauka a pomysł PiS

Jak zatem ta rzetelna wiedza akademicka ma się do propozycji rządu? Zacznijmy od kwestii fundamentalnej: czy te cztery kwestie zaprzątają uwagę Polek i Polaków, czy są one dla nich ważne i czy warto wydawać ogromne pieniądze na poznanie ich opinii na te tematy? Jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że Zespół Centrum Studiów nad Demokracją Uniwersytetu SWPS realizował w latach 2022–2023 badania pt. „Wiedza, postawy i preferencje Polek i Polaków względem nowych zagrożeń cywilizacyjnych”. Badanie było realizowane na reprezentatywnej dla ogółu dorosłych Polaków próbie jesienią 2022 roku i w maju 2023. Poprzedzone zostało badaniem pilotażowym, gdzie za pomocą tzw. pytań otwartych sprawdzaliśmy, co respondenci uważają za największe wyzwanie czy zagrożenie.

Na tej podstawie – w badaniu właściwym – poprosiliśmy badanych o ustosunkowanie się do 14 kwestii ich zdaniem najbardziej zagrażających im samym, a także ich krajom oraz UE. Jako najbardziej zagrażające Polki i Polacy wymienili (w nawiasach odsetek wskazań) następujące:

  • wojna w Ukrainie i jej konsekwencje (34 proc.),
  • kryzys klimatyczny, wymieranie zwierząt, zanieczyszczenie środowiska (17 proc.),
  • kryzys gospodarczy (9 proc.),
  • problemy zdrowia publicznego: nowotwory, otyłość, choroby psychiczne (7 proc.).

Tematy czterech pytań referendalnych nie znajdują w świadomości współczesnych Polaków żadnego odbicia. Jedynie kwestia migrantów wskazywana przez 3 (słownie: TRZY) procent badanych traktowana jest jako wyzwanie. W opinii Polaków ani sytuacja na granicy z Białorusią, ani kwestia wieku emerytalnego i jego konsekwencji, ani też prywatyzacji majątku państwowego nie stanowią dla współczesnych Polaków i Polek żadnego problemu. Tak więc społeczeństwo – z jego punktu widzenia, tego, co je boli i uważa za zagrażające, a zatem warte publicznej dyskusji i jakiegoś zbiorowego rozstrzygnięcia – jest przez władzę PiS po prostu ignorowane.

Czytaj więcej

Marek Migalski: Referendum trzeba ośmieszyć

Krótko: proponowane referendum to fikcja publiczna, zasługująca na reakcje np. rzecznika praw obywatelskich i Naczelnej Izby Kontroli. Tego pierwszego urzędu, dlatego iż jest to celowa manipulacja dobrem publicznym, jakim są rzetelne informacje oraz relacje władzy, która winna służyć suwerenowi, a dla NIK to po prostu pole do wskazania z jednej strony na przekręty finansowe, a z drugiej po prostu na marnotrawstwo funduszy publicznych na nikogo nieinteresujące kwestie.

Mętne pytania w referendum

To, co zostało wskazane powyżej, wystarczy w zasadzie, by zdyskwalifikować te referendalne zabiegi władzy. Żaden porządny obywatel, szanujący swój rozum, nie powinien brać w tej farsie udziału. Jeśli powyższe nie wystarcza, to rzecz jasna można wskazać, że pytania są mętne logicznie. W pytaniu o migrantów nie wiadomo, do której części insynuacji (bo trudno to inaczej nazwać) się odnieść, czy do tej kłamliwej, że grozi nam przymusowa realokacja, czy do tej pejoratywnej – „brukselska biurokracja”. I znów, szanujący się obywatel wie, że postanowienia w sprawie migrantów nie leżą w gestii „biurokracji”, tylko demokratycznie wybranych parlamentarzystów UE albo przedstawicieli demokratycznie wybranych rządów państw należących do UE.

O wieku emerytalnym rzecz jasna warto dyskutować, ale do tego, by miało to sens, powinien być spełniony warunek czasowy – referendum na ten temat winno być poprzedzone co najmniej roczną debatą, ukazaniem różnych scenariuszy i alternatywnych rozwiązań, czy to z punktu widzenia długoterminowych trendów demograficznych, czy przemian rynków pracy. Pytanie proponowane przez PiS jest prymitywne i niczego ludziom w sprawie tego istotnego dylematu (nie tylko zresztą polskiego) nie tłumaczy.

W przypadku pytania o prywatyzację (znów z insynuacjami i pejoratywnym zabarwieniem) nie wiadomo, o co chodzi, gdyż (podobnie jak w przypadku muru na granicy z Białorusią) nie wiadomo, o jaki okres chodzi. Na zawsze? Zakaz prywatyzacji? Prywatyzacja i – jej lustrzane odbicie – nacjonalizacja jest kluczowym mechanizmem dającym rządom oręż w radzeniu sobie z problemami gospodarczymi. Niektóre upadające czy nieefektywne giganty państwowe trzeba prywatyzować, a wielkie prywatne firmy mające kłopoty powinny być wspomagane przez państwo. Prymitywne pytanie zaproponowane przez PiS w ogóle tego nie uwzględnia.

Czytaj więcej

Bronisław Komorowski: Nie pójdę na referendum. Traktowanie obywateli jak idiotów

Zresztą, patrząc na światowe referenda, niezwykle rzadko poruszane są w nich kwestie makroekonomiczne, gdyż odpowiedzialni politycy demokratyczni słusznie zakładają, iż wiedza makroekonomiczna suwerena jest znikoma; jego merytoryczne zasoby w tej materii są nieadekwatne.

Ukryte cele referendum

Wydaje się oczywiste, że pytania referendalne zostały dodane do wyborów także po to, by pozbawić kilkaset tysięcy Polek i Polaków z zagranicy wpływu na skład parlamentu. W większości lokali za granicą bowiem policzenie głosów wyborczych i referendalnych w 24 godziny nie będzie możliwe, a właśnie takie ograniczenie nakłada na nie tegoroczna nowelizacja kodeksu wyborczego.

Podsumowując: tematyka czterech referendalnych pytań zaproponowanych przez PiS nie ma żadnego odbicia w świadomości społecznej. Polaków te tematy nie interesują, nie stanowią też – w ich mniemaniu – zagrażających wyzwań. Pytania są nielogicznie sformułowane, pełne inwektyw i insynuacji. Ukryte cyniczne cele są aż nadto widoczne. Wstyd.

Autor jest politologiem i socjologiem, kierownikiem Centrum Studiów nad Demokracją Uniwersytetu SWPS w Warszawie

Zacznijmy od fundamentów: po co komu referenda, jak i kiedy się je ogłasza? Światowa politologiczna literatura, zwłaszcza politologia empiryczna testująca zjawisko referendów, ma wiele do powiedzenia na temat ich sensowności oraz warunków pozwalających traktować je jako adekwatne narzędzie podejmowania zbiorowych decyzji.

Miał rację – ponad wiek temu – Max Weber, gdy odpowiadając niektórym entuzjastom demokracji bezpośredniej, sugerował, iż ta udaje się po spełnieniu kilku warunków. Po pierwsze, społeczność decydująca o jakiejś ogólnej kwestii musi być niezbyt liczebna: gmina, fabryka, osiedle, w porywach powiat – to jego zdaniem najlepsza skala na referendum. Po drugie, uważał, że status społeczny osób biorących udział w referendum nie powinien się zbytnio różnić; arystokracja w jednym worku z profesjonalistami i półpiśmiennymi chłopami wydawała mu się nonsensem. W końcu, po trzecie i najważniejsze, by sensownie stosować referenda, ludzie w nich biorący udział muszą mieć tzw. merytoryczne minimum wiedzy o przedmiocie, którego referendalne pytanie dotyczy.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę