Kamil Sikora: Polityka to sztuka rządzenia emocjami

Wyborców coraz mniej interesuje spokój, czekają na krwawą walkę.

Publikacja: 12.07.2023 03:00

Kamil Sikora

Kamil Sikora

Foto: Materiały Prasowe

Polityka to działanie na rzecz dobra wspólnego, sztuka rządzenia, w której liczy się dobro ogółu. Definicję zaproponowaną przez Arystotelesa ponad 2000 lat temu znają wszyscy studenci politologii. To pojęcie na wskroś idealistyczne, ale również bazujące na pewnym moralnym imperatywie i wartościach, którymi powinni cechować się politycy. Tyle że takiej polityki już nie ma. Z kolei Max Weber, niemiecki socjolog żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku, w swoim eseju „Polityka jako zawód i powołanie” zaproponował diametralnie inną definicję polityki, jako „dążenie do udziału we władzy lub do wywierania wpływu na podział władzy (…)”. Znowu, takiej polityki także już nie ma.

Ale już kiedy obserwuje się polską scenę polityczną na cztery miesiące przed wyborami parlamentarnymi, oczywistym jest, że z jednej strony nikogo nie interesuje dobro wspólne, z drugiej udział we władzy to trochę za mało. Jeśli jest jakiś nowy element, który można włożyć do pojęcia „polityki”, to będą nim emocje. Emocje, które stały się nieodłącznym elementem walki politycznej. Osoby, które o tonowanie emocji powinny zabiegać najbardziej, są tymi, którym najmocniej zależy na tym, żeby ten polityczny kocioł był w ciągłym stanie wrzenia.

Czytaj więcej

Marek Migalski: Atrakcyjny jak Donald Tusk

Odwołując się raz jeszcze do Webera, można paradoksalnie żyć ułudą, że jest jakaś zasadnicza różnica jakościowa między polityką proponowaną przez PiS a PO. Przez lata byliśmy karmieni narracją, że oto Jarosław Kaczyński żyje „z polityki”, a Donald Tusk „dla polityki”. Życie „z polityki” jawiło się jako coś gorszego, mniej ambitnego, w przeciwieństwie do życia „dla polityki” – wzniosłych idei i walki o… dobro wspólne.

I o ile Jarosław Kaczyński od 2015 r. dość wyraźnie pokazuje, że interesuje go władza sensu stricto, o tyle jeszcze Donald Tusk (wszak mąż, ojciec i dziadek, a więc znowu narracyjnie jako osoba walcząca o lepsze jutro dla swoich dzieci i wnuków, w przeciwieństwie do prezesa PiS) miał być tym lepszym. Ale tylko ktoś bardzo naiwny może myśleć, że tych dwóch liderów kształtujących polską politykę od 2005 r. więcej dzieli, niż łączy.

Tusk tak samo pragnie władzy jak Kaczyński – celnie mówi o tym prof. Antoni Dudek, wskazując, że gdyby liderowi PO naprawdę zależało na Polsce, to już dawno zszedłby na drugi plan polskiej polityki.

Czytaj więcej

Kamil Sikora: Dlaczego prezydent Andrzej Duda nic nie zrobił w sprawie Wołynia

Z perspektywy lat dość odważnie wyglądają próby wyjaśnienia i pozytywnego odczytania filozofii politycznej Jarosława Kaczyńskiego – chociażby piórem dr. Krzysztofa Mazura w eseju „Jarosław Kaczyński – ostatni rewolucjonista III RP” z 2016 r. Nawet niedoszły „emerytowany zbawca narodu” musiał uznać, że III RP nie da się zmienić, można ją co najwyżej dopasowywać, nagiąć i wykorzystać do bieżących potrzeb politycznych. A czy lider PO jest lepszy?

Donald Tusk przez 72 sekundy mówi językiem ksenofoba i rasisty – czy nie przypomina to słów prezesa PiS z 2015 r.? Lider PO buduje swoją narrację na strachu – emocji tak skutecznej w polityce. Robi to, za co przez lata krytykował swojego politycznego oponenta. Ale widocznie robi to, co – jak pokazują wewnętrzne badania i sondaże – jest skuteczne. Jest obrzydliwe, tanie, odwołujące się do bardzo niskich pobudek, ale widocznie warto.

Może faktycznie kampania przedwyborcza zbyt dobrze szła największej partii opozycyjnej i tym razem to PO postanowiła wyciągnąć pomocną dłoń PiS. Bo choć kampania formalnie jeszcze się nie rozpoczęła – to kolejna cecha dystynktywna populizmu – trwa ona cały czas i nie ma chwili na złapanie oddechu. I tak jak PiS nie usunął haniebnego spotu ze zdjęciami z Auschwitz (którego zresztą politycy PiS bronili w mediach), tak politycy PO bronią słów Donalda Tuska, które cały czas dostępne są w mediach społecznościowych.

Czytaj więcej

Samotność Andrzeja Dudy w pałacu

W tym politycznym i medialnym jazgocie oczywiście nie ma miejsca na partie, które starają się emocje tonować – Trzecia Droga i Lewica. Politycy tych środowisk dalecy są od stosowania retoryki, którą od tygodni karmią nas PO, PiS i Konfederacja. W tej sile spokoju jest jednak słabość: coraz mniej osób interesuje polityk tonujący emocje spokojnym głosem i wyważonym zdaniem, wielu natomiast czeka tylko na to, aż w internecie znowu pojawią się smakowite i krwawe kąski. A skoro niemal cztery miesiące przed wyborami liderzy sondaży nie cofają się przed tak obrzydliwymi zagrywkami, to aż strach pomyśleć, co będzie działo się po wakacjach.

Autor jest politologiem i publicystą, pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego

Polityka to działanie na rzecz dobra wspólnego, sztuka rządzenia, w której liczy się dobro ogółu. Definicję zaproponowaną przez Arystotelesa ponad 2000 lat temu znają wszyscy studenci politologii. To pojęcie na wskroś idealistyczne, ale również bazujące na pewnym moralnym imperatywie i wartościach, którymi powinni cechować się politycy. Tyle że takiej polityki już nie ma. Z kolei Max Weber, niemiecki socjolog żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku, w swoim eseju „Polityka jako zawód i powołanie” zaproponował diametralnie inną definicję polityki, jako „dążenie do udziału we władzy lub do wywierania wpływu na podział władzy (…)”. Znowu, takiej polityki także już nie ma.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił