Roman Kuźniar: Klątwa klientelizmu

Przynajmniej w ciągu najbliższych 10–15 lat nie grozi nam nic podobnego do tego, co stało się Ukrainie.

Publikacja: 17.05.2023 03:00

Andrzej Duda i Donald Trump – symboliczna scena pokazująca zależność Warszawy od Waszygtonu

Andrzej Duda i Donald Trump – symboliczna scena pokazująca zależność Warszawy od Waszygtonu

Foto: white house

W polskiej polityce zagranicznej co jakiś czas pojawia się pokusa klientelizmu. Chodzi o ustawianie się w roli podopiecznego w stosunku do patrona, którym naturalnie są Stany Zjednoczone. W przypadku Polski tylko one mogą odgrywać taką rolę i Warszawa niekiedy decyduje się na rolę klienta, który kupuje w Waszyngtonie taki status, czyli pozycję i bezpieczeństwo. Kupuje w sensie dosłownym i przenośnym, to znaczy lokując tam wielkie zakupy, zwłaszcza sprzętu zbrojeniowego, oraz udzielając aktualnej polityce USA bezwarunkowego poparcia.

Po raz pierwszy przydarzyło się to w kontekście wojny przeciwko Irakowi, do której Polska przystąpiła wbrew prawu i faktom, licząc na szczególne względy w Białym Domu. Wojna okazała się katastrofalnym błędem, a korzyści za nasz udział były dużo poniżej oczekiwań. Po raz drugi relację klientelistyczną rządzące Polską PiS zbudowało w czasach Donalda Trumpa. Wtedy, oprócz silnej zbieżności ideowej (populistyczny nacjonalizm), pojawiła się tożsamość instynktów politycznych. Trump wręcz oczekiwał od swoich partnerów zagranicznych tego rodzaju postawy, zaś PiS rozumiało tę logikę, bo taką socjotechniką posługiwało się w kraju. Dla Warszawy dodatkowym czynnikiem była konfrontacja z UE. Trump także Wspólnoty nie znosił, bo była zbyt duża i nie pozwalała mu traktować się jak wasala. Nawiązując szczególne relacje z Trumpem, rządzące Polską PiS mogło się nie liczyć z Brukselą, Berlinem czy Paryżem. Ilustracją tej zależności od Waszyngtonu było słynne zdjęcie zgiętego w pół prezydenta Andrzeja Dudy podpisującego deklarację uniżoności w stosunkach dwustronnych obok rozpartego na fotelu Trumpa.

Patron musi wiedzieć, że inwestujemy

Od agresji Rosji na Ukrainę mamy w tym zakresie kolejne déjà vu. Paradoksalne może się wydać to, że tym razem relację klientelistyczną prezydent i rząd budują wobec prezydenta Joe Bidena, z którego zwycięstwem nad Trumpem długo nie chcieli się pogodzić. Na niemal rok w stosunkach z USA zapanował wtedy chłód. Wojna za naszą wschodnią granicą natychmiast to zmienia. Ideowe antypody przestają dzielić administrację Bidena i władze w Warszawie. Wcześniej obozowi władzy za partnerów zagranicznych wystarczali Orbán, Le Pen i Salvini, czyli przyjaciele Putina. W obliczu zagrożenia ze wschodu to Ameryka stała się niezbędna. Ale też ze względu na wielkość i położenie geostrategiczne Polska, taka jaka jest, jest potrzebna Ameryce. Teraz Waszyngton musi przymknąć oko na ciemne sprawki PiS w sprawach praworządności czy demokracji. I o to właśnie chodzi obozowi władzy w Polsce.

Czytaj więcej

Marek Kozubal: Poważny kryzys, gdy wojna u sąsiada

I ponownie, nauczony przez Orbána socjotechniki klientelizmu wewnątrzkrajowego, PiS ustawia się w roli klienta wobec Waszyngtonu. W polityce zagranicznej Polska PiS stawia wszystko na Amerykę. Stąd częste kontakty na wysokim szczeblu, stąd nadmiarowe zakupy broni, ale też urządzeń do energetyki atomowej w USA. Stąd premier Morawiecki w Waszyngtonie popiera stanowisko USA ws. Tajwanu i ostentacyjnie dystansuje się od znanej wypowiedzi Emmanuela Macrona. Patron musi wiedzieć, że w niego inwestujemy, że może na nas polegać tam, gdzie inni mają wątpliwości, z pewnością potrafi się odwdzięczyć. I to się sprawdza. Kiedy dziś słyszę wypowiedzi naszych polityków, że dzięki szczególnej relacji z USA Polska staje się centralnym elementem bezpieczeństwa międzynarodowego (!), to przypominają mi się słowa naszych polityków z miesięcy poprzedzających inwazję na Irak, że wspólnie z USA kształtujemy lepszy świat… Kto nam zabroni wygadywać takie głupoty, skoro za plecami wujek Joe.

Klientelistyczna relacja z Ameryką obozowi władzy daje poczucie komfortu w domu i w Europie. Przecież będąc w tak bliskich stosunkach z demokratyczną administracją USA, pozostajemy poza podejrzeniem w sprawie praktyki demokracji w Polsce. Kupując tyle sprzętu na raz, poza wszelkimi procedurami, czyli nawet przepłacając, władza pokazuje, jak bardzo troszczy się o bezpieczeństwo Polski. I robi to z kompetencją porównywalną do sprawy rakiety, która spadła pod Bydgoszczą. Bo przecież te zakupy, z wyjątkiem długo przez PiS odwlekanych zakupów w zakresie obrony powietrznej, są robione pod wojnę, do której nie doszło i nie dojdzie. Jej ciężar wzięła bowiem na siebie Ukraina. Na powtórkę na innym kierunku Rosja nie ma już ani ochoty, ani sprzętu. Wojownicza retoryka Moskwy nie powinna przesłaniać realiów. No ale ta „pokazucha” za ponad 4 proc. PKB na wydatki obronne ma robić wrażenie na Amerykanach, Europie i na Polakach. Krytyków można „patriotycznie” skarcić.

Udawanie najlepszego ucznia

Zdaniem PiS także w Europie można mieć same pożytki ze szczególnych związków z USA. Można pokazywać środkowy palec Niemcom (think tanki z USA mają PiS-owi pomóc ws. reparacji), traktować wyniośle Francuzów, ignorować Brukselę – żadnego wzmacniania integracji w sprawach polityki bezpieczeństwa, teraz i do końca świata, czytamy w oficjalnych wypowiedziach. Można też udawać najlepszego ucznia w klasie w Europie Środkowej oraz odgrywać rolę wysuniętego harcownika wobec Moskwy, skoro stacjonuje u nas 10 tys. amerykańskich żołnierzy. Ktoś mógłby zapytać, co taki klientelizm szkodzi, przecież mamy wojnę.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: 9 maja - dwie Rosje w Warszawie

Otóż, po pierwsze, on trochę szkodzi, a przy tym jest niezdrowy. Szkodzi, ponieważ kupuje się dużo i drogo, bo przecież poza procedurami przetargowymi, czyli również bez należytego pożytku dla naszego przemysłu. W tych zakupach chodzi przede wszystkim o to, aby zyskać względy patrona. Racjonalność obronno-strategiczna jest na drugim planie. Rządzący zasłaniają się argumentem: sytuacja jest nadzwyczajna. I dalej się nie dyskutuje. Rzetelna analiza mówi coś przeciwnego. W ciągu najbliższych 10–15 lat nie grozi nam nic podobnego, co stało się Ukrainie (tzw. pełnoskalowa inwazja). Mamy więc komfort racjonalnej oceny zagrożeń i potrzeb obronnych. Nie musimy kupować w tej chwili w dużych ilościach dla siebie tego, czego potrzeba Ukrainie w związku z jej sytuacją na froncie.

Po drugie, klientelizm sprawia, że Amerykanom nie przeszkadza podejście obozu władzy do sprawy demokracji i praworządności w Polsce. Trudno ich zresztą o to winić. TVN został obroniony, a inne wolne media niech się bronią same, więc mamy znaną decyzję w sprawie TOK FM. Jednak to, co służy obozowi władzy, nie służy Polsce – i warto o tym pamiętać.

Po trzecie, amerykański patronat, który chce kupić PiS, sztucznie wyprowadza Polskę z europejskiego kontekstu geopolitycznego. Jedynym powodem, dla którego obecna władza znosi dalszą obecność Polski w Unii, nie jest polska racja stanu, lecz postawa znakomitej większości Polaków. Obóz zjednoczonej prawicy pozostaje w Unii wbrew własnej tożsamości, wbrew własnym przekonaniom, zatem polska obecność we Wspólnocie jest dzisiaj pasywna lub destrukcyjna. Stara się przeszkodzić wszystkiemu, co mogłoby wzmocnić integrację europejską, nawet gdyby to było w interesie Polski i Polaków. Są tego liczne przykłady.

Wreszcie po czwarte, taki klientelizm prymitywizuje polską politykę zagraniczną, a właściwie sprawia, że jej praktycznie nie ma (pisał o tym niedawno w „Rz” Jędrzej Bielecki). Wybitny brytyjski teoretyk strategii Liddell Hart pisze, że każda strategia bezpieczeństwa, jeśli ma rodzić owoce, powinna być jak drzewo, czyli musi mieć gałęzie. Plan mający jeden cel upodabnia się do jałowego słupa. Polityka zagraniczna stała się częścią państwa bizarnego, którym stała się Polska PiS (vide incydent pod Bydgoszczą). MSZ przestało być ośrodkiem tworzenia strategii polityki zagranicznej i jej prowadzenia. Stosunki z USA „poszły” do urzędu prezydenta, a z UE do kancelarii premiera. Resortowi spraw zagranicznych w stanie atrofii pozostało administrowanie stosunkami zewnętrznymi. A na tym polu nie trzeba specjalnie się starać czy o coś zabiegać, skoro wszystko zależy od stosunków z USA. Minister Zbigniew Rau wszedł w buty swego poprzednika, czyli figuranta. I tak jak wynika z jego niedawnego sejmowego exposé, jedynym krajem na świecie, który traktuje Polskę jak przyjaciela, jest… Rwanda (tak, tak, można sprawdzić).

Upośledzanie interesów Polski

Krytyka klientelizmu w stosunkach polsko-amerykańskich nie jest krytyką tych stosunków w ogóle. One są niezwykle ważne dla Polski i wie o tym oraz dba o nie każdy polski rząd od 1989 roku. Jest krytyką traktowania ich jako listka figowego w ważnych dla Polski i Polaków sprawach polityki wewnętrznej. Jest także krytyką robienia z tych stosunków kukułki, która z gniazda usuwa obce jaja, aby zrobić dobre miejsce tylko dla jednego, swojego. Szkody są większe niż tylko wizerunkowe. Upośledza się w ten sposób nie tylko interesy Polski w Europie, ale też politykę zagraniczną w ogóle. A bez niej żadne państwo nie jest w stanie należycie realizować swojej racji stanu.

O autorze

Roman Kuźniar

Politolog, prof. nauk humanistycznych, w latach 2010–2015 doradca prezydenta RP ds. międzynarodowych

W polskiej polityce zagranicznej co jakiś czas pojawia się pokusa klientelizmu. Chodzi o ustawianie się w roli podopiecznego w stosunku do patrona, którym naturalnie są Stany Zjednoczone. W przypadku Polski tylko one mogą odgrywać taką rolę i Warszawa niekiedy decyduje się na rolę klienta, który kupuje w Waszyngtonie taki status, czyli pozycję i bezpieczeństwo. Kupuje w sensie dosłownym i przenośnym, to znaczy lokując tam wielkie zakupy, zwłaszcza sprzętu zbrojeniowego, oraz udzielając aktualnej polityce USA bezwarunkowego poparcia.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe