Nie wierzę w przypadkowe zbiegi okoliczności. A już zwłaszcza w to, że nie ma głębszego znaczenia fakt, iż „papieskie marsze” odbyły się właśnie w Niedzielę Palmową. Że możemy tylko wzruszyć ramionami na to, że rocznica śmierci Jana Pawła II wypadła w roku, w którym wydarzyło się wokół tej postaci wszystko, co się wydarzyło tego akurat dnia. Na początku Wielkiego Tygodnia, spotkania w ramach jednej liturgii triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy z czytaniem opisu Jego męki i śmierci. Dwóch wydarzeń, w których drugoplanową, ale kluczową rolę odgrywa tłum. Ten okrzykujący Jezusa królem i ledwie kilka dni później domagający się Jego ukrzyżowania.
Wydarzenia, jakie antropolog Rene Girard uznał za najdoskonalsze w historii wypełnienie schematu kozła ofiarnego. Mechanizmu, w którym ofiarę trzeba najpierw uświęcić, wynieść tak wysoko, jak to możliwe, a potem zamordować. Wypędzić poza wspólnotę, zarówno fizycznie, jak i symbolicznie. Muszą tu obowiązywać precyzyjne symetrie – im wyżej stoi ofiara, tym bardziej bolesny będzie jej upadek. Im większy entuzjazm, tym gorętsza nienawiść.
Czytaj więcej
W 18. rocznicę śmierci Jana Pawła II w całej Polsce odbyły się marsze poświęcone pamięci i obronie dobrego imienia papieża Polaka.
Wszystko, co dzieje się od kilku tygodni wokół Karola Wojtyły, udowadnia, jak bardzo ta postać została przez Polaków uwikłana w mechanizm kozła ofiarnego. Wszystko, a więc to, co robią obie strony. Im słodsze kremówki, tym twardsze kamienie. Im bardziej egzaltowane wzruszenia, tym obrzydliwsze obelgi. Gutowskiemu, Overbeekowi i stojącymi za nimi siłami nie udało się „wygnać kozła na pustynię”, strącić Wojtyły z pomników. Ale cios, który zadali polskiemu Kościołowi, jest dużo bardziej perfidny, a jego działanie odłożone w czasie. Otóż sprawili oni, że dyskusja, zdrowy, a nie nawiedzony nienawiścią, krytycyzm wobec postaci i pontyfikatu Jana Pawła II stały się praktycznie niemożliwe. Że będzie on jeszcze bardziej bezrefleksyjnie, momentami wręcz bałwochwalczo, czczony. I jeszcze przez długi czas nie wydarzy się to, do czego dojść powinno na długo przed beatyfikacją i kanonizacją polskiego papieża. Realna debata, sporządzony z szacunkiem dla jego dokonań, ale bez zamykania oczu na błędy, bilans tego pontyfikatu. Jedna część tłumu będzie już tylko żądała ukrzyżowania, druga – w odruchu obrony – położy kolejne gałązki palmowe pod jego pomnikiem. A Wojtyła był tylko przez pewien czas namiestnikiem Chrystusa, nie Nim samym. Rola w dramacie Niedzieli Palmowej nie została więc napisana dla niego.