Nie wierzę w przypadkowe zbiegi okoliczności. A już zwłaszcza w to, że nie ma głębszego znaczenia fakt, iż „papieskie marsze” odbyły się właśnie w Niedzielę Palmową. Że możemy tylko wzruszyć ramionami na to, że rocznica śmierci Jana Pawła II wypadła w roku, w którym wydarzyło się wokół tej postaci wszystko, co się wydarzyło tego akurat dnia. Na początku Wielkiego Tygodnia, spotkania w ramach jednej liturgii triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy z czytaniem opisu Jego męki i śmierci. Dwóch wydarzeń, w których drugoplanową, ale kluczową rolę odgrywa tłum. Ten okrzykujący Jezusa królem i ledwie kilka dni później domagający się Jego ukrzyżowania.

Wydarzenia, jakie antropolog Rene Girard uznał za najdoskonalsze w historii wypełnienie schematu kozła ofiarnego. Mechanizmu, w którym ofiarę trzeba najpierw uświęcić, wynieść tak wysoko, jak to możliwe, a potem zamordować. Wypędzić poza wspólnotę, zarówno fizycznie, jak i symbolicznie. Muszą tu obowiązywać precyzyjne symetrie – im wyżej stoi ofiara, tym bardziej bolesny będzie jej upadek. Im większy entuzjazm, tym gorętsza nienawiść.

Czytaj więcej

Polacy uczcili pamięć Jana Pawła II. Politycy wśród uczestników marszów

Wszystko, co dzieje się od kilku tygodni wokół Karola Wojtyły, udowadnia, jak bardzo ta postać została przez Polaków uwikłana w mechanizm kozła ofiarnego. Wszystko, a więc to, co robią obie strony. Im słodsze kremówki, tym twardsze kamienie. Im bardziej egzaltowane wzruszenia, tym obrzydliwsze obelgi. Gutowskiemu, Overbeekowi i stojącymi za nimi siłami nie udało się „wygnać kozła na pustynię”, strącić Wojtyły z pomników. Ale cios, który zadali polskiemu Kościołowi, jest dużo bardziej perfidny, a jego działanie odłożone w czasie. Otóż sprawili oni, że dyskusja, zdrowy, a nie nawiedzony nienawiścią, krytycyzm wobec postaci i pontyfikatu Jana Pawła II stały się praktycznie niemożliwe. Że będzie on jeszcze bardziej bezrefleksyjnie, momentami wręcz bałwochwalczo, czczony. I jeszcze przez długi czas nie wydarzy się to, do czego dojść powinno na długo przed beatyfikacją i kanonizacją polskiego papieża. Realna debata, sporządzony z szacunkiem dla jego dokonań, ale bez zamykania oczu na błędy, bilans tego pontyfikatu. Jedna część tłumu będzie już tylko żądała ukrzyżowania, druga – w odruchu obrony – położy kolejne gałązki palmowe pod jego pomnikiem. A Wojtyła był tylko przez pewien czas namiestnikiem Chrystusa, nie Nim samym. Rola w dramacie Niedzieli Palmowej nie została więc napisana dla niego.