Marek Oramus, pisarz science fiction: UFO? Widuje się coś, ale nie wiadomo co

Zobaczymy, jak będą wyglądać resztki urządzeń znad Alaski i Jeziora Huron, wtedy powinniśmy wiedzieć więcej. Ten ostatni obiekt jest o tyle ciekawy, że nie jest kulą, tylko ma kształt oktagonu, ośmiokąta, więc trudno mi sobie wyobrazić balon o takim kształcie.

Publikacja: 13.02.2023 18:25

Zestrzelony balon wyłowiony z oceanu. „Kiedy go wyciągali, widać było, że jest to jakaś plastikowa p

Zestrzelony balon wyłowiony z oceanu. „Kiedy go wyciągali, widać było, że jest to jakaś plastikowa powłoka, ciągnąca się w rękach”

Foto: AFP

„Rzeczpospolita”: Po zestrzeleniu latających obiektów na terytorium USA i Kanady odżyły wszystkie teorie o UFO. Uporządkujmy więc to, co się stało.

Marek Oramus: Zostały zauważone i zestrzelone kolejne latające obiekty. 4 lutego nad Atlantykiem w Karolinie Południowej, potem 10 lutego nad północną Alaską, następnie 11 lutego nad Jukonem w Kanadzie i ostatni z 12 lutego znad Jeziora Huron na pograniczu kanadyjsko-amerykańskim. Ten pierwszy był najbardziej okazały. To był balon poruszający się na wysokości kilkunastu kilometrów o średnicy 30 metrów, czyli duży.

Czytaj więcej

USA zestrzeliły cztery latające obiekty w osiem dni. "Niczego nie wykluczamy"

Wskazywano, że miał bardzo dziwną trajektorię lotu.

To wynika z tego, że on po prostu leci tak, jak go poniesie wiatr. Ale nie dlatego Amerykanie mieli problem, by go zestrzelić. Myśliwce wojskowe są nastawione na niszczenie obiektów podobnych do nich samych, czyli takich, które wywołują dużo huku, mają kilkutonową masę, emitują ciepło itd. Z balonem sytuacja jest inna – przyjmuje temperaturę otoczenia, masę ma niewielką, no i raczej nie jest zbudowany z żadnych metalowych części (poza lekkim stelażem, który miał przymocowany pod sobą). Dlatego trudno jest trafić w taki balon pociskiem, udało się go strącić w ten sposób, że odpalono pocisk w pobliżu niego i dopiero ta eksplozja go zniszczyła. Kiedy go wyciągali, widać było, że jest to jakaś plastikowa powłoka, ciągnąca się w rękach. Ustalono, że to chiński balon zwiadowczy, czemu Chińczycy oczywiście zaprzeczyli, twierdząc, że tylko pomiarowo-meteorologiczny.

Pojawia się też pytanie, co w dobie satelitów Chińczykom po balonach?

Satelita widzi wszystko z orbity, tylko że on krążą po elipsie odpowiednio nachylone względem równika, tak żeby przelatywał nad właściwymi punktami. Przeleci w kilka minut, zrobi pomiary i obserwacje, a potem znika za horyzontem. Musi minąć trochę czasu, żeby wrócił w to samo miejsce. Natomiast balon ma taką zaletę, że jeżeli interesujące nas obiekty leżą na trasie wiatrów, które go niosą, to on przyjrzy się temu wszystkiemu z bliska. A generalna zasada obserwacji jest prosta: z im bliższej odległości patrzymy, tym lepiej widać, bez względu na to, jakich używamy urządzeń rejestrujących czy pomiarowych. Więc balon ma pewne zalety, ale też i wady – przede wszystkim nie można nim sterować. W tym celu trzeba by mu zamontować silnik, ale wtedy byłby łatwiejszy do wykrycia.

Skąd jednak to nasilenie? W ciągu ośmiu dni zestrzelono cztery obiekty.

Pamiętajmy też, że nie do końca wiemy, co mają Amerykanie. Ale intensywność tych działań oraz rozrzut terytorialny faktycznie robią wrażenie. Moim zdaniem doszło do nasilenia konfrontacji wywiadowczej między mocarstwami. Być może satelity chińskie zaobserwowały coś z góry nad Ameryką i trzeba było puścić balony, żeby przyjrzeć się temu bliżej. Taka hipoteza wydaje mi się najbardziej prawdopodobna. Zobaczymy, jak będą wyglądać te resztki urządzeń znad Alaski i Jeziora Huron, wtedy powinniśmy wiedzieć więcej. Ten ostatni obiekt jest o tyle ciekawy, że nie jest kulą, tylko ma kształt oktagonu, ośmiokąta, więc trudno mi sobie wyobrazić balon o takim kształcie. Na razie można zacytować Carla Gustava Junga, który pisał na temat UFO: „Widuje się coś, ale nie wiadomo co”.

Czy takie balony mogły latać niezauważone już wcześniej?

Raczej nie, ponieważ technologia jest już na takim poziomie, że z orbity na poziomie 500 km można namierzyć obiekt wielkości piłki futbolowej albo nawet mniejszej. A co dopiero 30-metrowy balon czy inny obiekt, który jest biały i odbija światło, więc jest dobrze widoczny z Ziemi w ciągu dnia. Aczkolwiek jeśli jest tylko z plastiku, bez części metalowych, to radar go nie wykryje. To jednak satelity są kluczem do wiedzy wywiadowczej. Gdyby doszło do wojny, to ona najpierw rozpęta się na orbicie i będą likwidowane właśnie satelity. Po to, żeby oślepić przeciwnika, który nie będzie wówczas widzieć z góry, co się dzieje na Ziemi, obserwować ruchu wojsk itp.

Czytaj więcej

Gen. Drewniak: Balony testują system obrony Ameryki Północnej

Czyli wojna wywiadów, a nie żadne UFO?

Dopóki UFO nie zostanie złapane za ogon i położone na stole, a ludki z jego wnętrza nie zostaną sfotografowane i telewizje nie przeprowadzą z nimi wywiadów, to ja w to nie uwierzę. Mówi się, że Ziemia jest obserwowana przez około 80 ras kosmicznych, ale na potwierdzenie tego nie ma nic pewnego. Są natomiast pewne lotnicze przypadki wzbudzające wątpliwości. Rozmawiałem z pilotami, którzy latali nad Bałtykiem i opowiadali, że tam się cuda widuje: światła i nieświatła. Połowa z nich to złudzenia optyczne, a reszta? Nie wiadomo co, rzeczywiście sprawy niezidentyfikowane.

Atmosferę podgrzewają doniesienia o kolejnych niezidentyfikowanych obiektach nad Chinami i Urugwajem.

Chińczycy twierdzą, że widać jeden obiekt nad Morzem Żółtym i zaraz go będą zestrzeliwać. A może już to zrobili. Ale to chyba jest coś wymyślonego w rewanżu. Ten obiekt, tak jak go widziałem na zamazanych zdjęciach, bardziej przypomina sterowiec – ma jakby płetwy-skrzydła na bokach i obły kształt. Z kolei nad Urugwajem zauważono jakieś nieznane obiekty świecące, więc to jest akurat najbardziej podobne do tego, co uznawano za przypadki kontaktu z UFO.

Ciekawostką jest, że jeszcze Ukraińcy podali, iż w obwodzie dniepropietrowskim zaobserwowano balony z „narożnymi odblaskami”, co – jak powtarzam – w przypadku balonu jest trudne do wyobrażenia. Służyć to miało do dezorientacji radarowej oraz jako wabiki. Widocznie patrząc z dołu, trudno jest odróżnić te obiekty od dronów i taki wabik może wymusić wystrzelenie w jego kierunku rakiety na darmo. I o to może by chodziło.

To wszystko razem przypomina nie tyle przygotowania do wojny – do niej jeszcze daleko – ale przegrupowania. Natomiast na pewno jesteśmy bliżej niż dalej konfrontacji Ameryki z Chinami. Jeżeli takie sytuacje będą się powtarzać, to należy je traktować jako sygnały, że sytuacja się zaostrza.

Mówi się, że Ziemia jest obserwowana przez około 80 ras kosmicznych, ale na potwierdzenie tego nie ma nic pewnego

Czy te wydarzenia przypomniały panu jakąś wizję przyszłości z literatury futurystycznej albo fantastyczno-naukowej?

W tym miejscu przypisuję sobie zasługę, że 12 lat wcześniej opisałem coś podobnego. W roku 2010 wydałem powieść „Trzeci najazd Marsjan”, gdzie opisałem białe kule o średnicy 10 km podróżujące w powietrzu wzdłuż ziemskich południków. Potem się okazywało, że to były niskoenergetyczne fantomy – jak to nazwałem w powieści – i jest tam opisane ich starcie z samolotami. Samoloty próbują je ostrzelać, ale pociski przenikają przez te balony i nie robią im krzywdy. W ten sposób wymyśliłem początek ingerowania sztucznej inteligencji w życie na Ziemi. Owa sztuczna inteligencja, która wyłania się około 2030 r., postanawia udawać, że jest obcą cywilizacją i że nadlatuje z kosmosu, pokazując na początek różne cudeńka na niebie. Potem jest już tylko gorzej. Namawiam również, żeby obejrzeć surrealistyczny obraz Rene Magritte’a „Głos przestrzeni”. Są tam namalowane białe kule lecące na niskiej wysokości nad Ziemią. To właśnie ten obraz przypomniał mi się, jak usłyszałem o ostatnich zajściach i zobaczyłem zdjęcia.

Rozmówca

Marek Oramus

Pisarz i znawca science fiction. W latach 70. ukończył studia na Politechnice Śląskiej na Wydziale Mechaniczno-Energetycznym. Autor wielu książek, w tym sześciu powieści

„Rzeczpospolita”: Po zestrzeleniu latających obiektów na terytorium USA i Kanady odżyły wszystkie teorie o UFO. Uporządkujmy więc to, co się stało.

Marek Oramus: Zostały zauważone i zestrzelone kolejne latające obiekty. 4 lutego nad Atlantykiem w Karolinie Południowej, potem 10 lutego nad północną Alaską, następnie 11 lutego nad Jukonem w Kanadzie i ostatni z 12 lutego znad Jeziora Huron na pograniczu kanadyjsko-amerykańskim. Ten pierwszy był najbardziej okazały. To był balon poruszający się na wysokości kilkunastu kilometrów o średnicy 30 metrów, czyli duży.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Czy rząd da się wpuścić w atomowe maliny?
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?