Inwazja Rosji na Ukrainę pokazała gwałtownie prawdziwy obraz świata, a zwłaszcza Europy. Okazało się więc, ku zaskoczeniu większości, że Niemcy i Francja to kraje pozbawione prawdziwego przywództwa, znajdujące się w stanie chronicznego deficytu powagi. A także, co niektórzy mówili od dawna, że tylko kraje anglosaskie są gotowe do realnych działań w obronie demokratycznych wartości. Okazało się wreszcie, że NATO wcale nie umiera; że Bałtyk już niedługo może być wewnętrznym akwenem NATO i że nie można wykluczyć, iż w niezbyt odległej przyszłości członkiem NATO będzie także Japonia. No i dzięki Putinowi wiemy, iż Stany Zjednoczone wspomagane przez zbrojenia sojuszników wcale nie muszą wybierać: Europa czy Pacyfik. Rzekoma druga armia świata, przeżarta korupcją, zapóźniona technologicznie, logistycznie i taktycznie, już niedługo może przestać stanowić realne zagrożenie na wiele lat.
Natomiast między bajki można włożyć marzenia o: wspólnej europejskiej armii, samodzielności strategicznej Unii Europejskiej, rywalizacji gospodarczej UE z USA na globalnym rynku i tym podobne rozważania, którymi byliśmy karmieni przez ostatnie lata. Np. wobec załamania gospodarczej globalizacji wywołanej wojną w Ukrainie i groźbą inwazji chińskiej na Tajwan, okazało się nagle, że Europa, by gospodarczo przetrwać, musi się ubiegać o utrzymanie specjalnych stosunków handlowych ze Stanami Zjednoczonymi, co w logiczny sposób powinno doprowadzić do tworzenia obszaru gospodarczej współpracy, pokrywającego się z obszarem wpływów NATO czy szerzej: zachodnich demokracji. USA, Kanada, Australia, Japonia, Korea Płd. i Europa (bez Rosji) to na nowo zdefiniowany obszar świata, który zapewne będzie równolegle rozwijał związki gospodarcze i militarne. Przy czym rola dotychczasowych liderów Europy, czyli Niemiec i Francji, na naszych oczach ulega marginalizacji, także ze względu na brak jakiejkolwiek zdolności do tworzenia inicjatywy strategicznej akceptowalnej dla reszty zachodniego świata, dla którego business as usual z Rosją to już definitywna, miejmy nadzieję, przeszłość.
Czytaj więcej
Nie da się zbudować oddolnego ruchu społecznego rok przed wyborami.
Wydaje się, że takie tektoniczne wręcz przemiany w obrazie świata powinny także wpływać znacząco na polską politykę. Nic z tych rzeczy. O ile zwykle mówi się, że w polityce nie ma przyjaciół, są tylko interesy, o tyle w polityce polskiej – nie ma interesów, są tylko wrogowie.
Przyjaźń prezydentów
Wobec wydarzeń wojennych znaczna część opozycyjnych dogmatów dotyczących polityki zagranicznej powinna zostać przemyślana na nowo. Ale nie jest to możliwe, gdy narracja o osi anglosaskiej została przypisana partii rządzącej. W obliczu wojny i zagrożenia rosyjskim faszyzmem obóz rządzący powinien jak najszybciej zakończyć wszystkie nieistotne wojenki z Unią Europejską, ale nie może tego zrobić, skoro w narracji politycznej przyjaciółmi Unii jest opozycja.