PSL stabilnie balansuje (jeśli można wyobrazić sobie stabilny balans) w okolicach progu wyborczego, choć trzeba mieć w pamięci, że ludowcy zawsze lepiej wypadali w wyborach niż w sondażach.
Jakie czynniki wpływały na sympatie i antypatie Polaków w 2022 roku? Oczywiście można wskazać ich bez liku – wojny w koalicji rządowej, spór o KPO, kampanie marketingowe, a nawet mniej czy bardziej (bez)sensowne wypowiedzi w mediach. Ale dwoma najważniejszymi fenomenami, które decydowały o tym, co myślimy o rządzących i o opozycji, były wojna w Ukrainie oraz sytuacja gospodarcza w kraju. Ten pierwszy działał na korzyść ZP, ten drugi na korzyść opozycji. Wiele by można o tym pisać, ale zasada jest prosta – wojna u granic państwa zawsze wzmacnia rządzących, a kryzys ekonomiczny, drożyna i inflacja ich osłabiają.
I tu dochodzimy do drugiego paradoksu, dotyczącego już prognozy na 2023 rok: dokładnie te same dwa czynniki, które najsilniej kształtowały opinie Polek i Polaków przez ostatnie 12 miesięcy, będą na nich wpływać do jesiennych wyborów. Z jedną tylko interesującą zmianą – trwanie wojny w Ukrainie na obecnym poziomie, bez eskalacji i realnego zagrożenia dla nas samych, już PiS pomagać nie będzie, a nawet może mu zaszkodzić. Jakkolwiek bowiem cynicznie to zabrzmi, wszyscy powoli przywykamy do codziennych doniesień z frontu oraz raportów o ofiarach. O ile na początku konfliktu mogło to wywoływać „efekt flagi”, o tyle obecnie wpływa jedynie na pogorszenie i tak złych nastrojów. Jeśli ten konflikt będzie się jedynie tlić, działać to będzie na niekorzyść rządzących, bowiem nie zagrażając nam bezpośrednio, pogłębiać będzie ogólne złe nastroje społeczne.
Za rok o tej samej porze
Jak zatem brzmiałaby prognoza polityczna na 2023 rok? Jeśli nic nadzwyczajnego się nie stanie, sytuacja gospodarcza będzie podobna jak obecnie, a wojna w Ukrainie nie będzie eskalować, PiS straci władzę w jesiennych wyborach.
Kaczyński do jej utrzymania potrzebuje cudu, który w naukach społecznych określa się od pewnego czasu „czarnym łabędziem”. Termin ten, zaczerpnięty z książki Nassima Taleba, oznacza zjawisko niespodziewane i nieprzewidywalne, a jednak całkowicie zmieniające dotychczasowe warunki rywalizacji politycznej czy gospodarczej. Może to być pandemia, katastrofa ekologiczna, wynalezienie rewolucyjnej technologii itp. I właśnie czegoś takiego potrzebuje Kaczyński do utrzymania władzy. W naszych warunkach najbardziej prawdopodobny czarny łabędź może nadlecieć znad Ukrainy, ale istotą czarnych łabędzi jest to, że nie są przewidywalne. Dlatego nie ma sensu odgadywać, skąd mogą do Polski nadlecieć, by pomóc PiS w wyborach – ważne, że bez ich pomocy za rok będziemy mieli rząd złożony z polityków obecnej opozycji.
Niewiele można zrobić
Oczywiście – w ciągu nadchodzących miesięcy wiele się zdarzy i wiele czynników będzie odgrywać rolę w kształtowaniu opinii elektoratów. Będą to na pewno wyniki walki o KPO, ewentualne rozejście się PiS i SP (w mojej opinii bardziej, a nie mniej prawdopodobne), wreszcie sama kampania wyborcza. Ale najistotniejszymi fenomenami wpływającymi na poglądy Polek i Polaków będą wymienione dwa – sytuacja ekonomiczna w kraju oraz wojna za naszą wschodnią granicą. W obu przypadkach rządzący tak naprawdę niewiele mogą zrobić. Przyjdzie im zatem modlić się o eskalację konfliktu ukraińsko-rosyjskiego oraz wypatrywać na horyzoncie czarnego łabędzia. Najlepiej całego ich stada.