Na królewskie czy książęce pogrzeby powstawała najpiękniejsza muzyka na świecie. Jedna z najcudowniejszych kompozycji Jana Sebastiana Bacha, kantata „Laß, Fürstin, laß noch einen Strahl” (BWV 198), znana powszechnie jako „Trauerode”, została przez lipskiego kantora napisana na pogrzeb królowej Krystyny Eberhardyny Hohenzollerówny, małżonki Augusta II Mocnego Sasa, zmarłej w 1727 r. W 1728 r. zmarł natomiast w wieku niespełna 34 lat książę Leopold von Anhalt-Köthen, wcześniej pracodawca Bacha w jego szczęśliwych latach. Były kapelmistrz napisał wówczas inną niezrównaną kompozycję – „Köthener Trauermusik” (BWV 244a). Henry Purcell, gigant angielskiego baroku, napisał z kolei wspaniałą muzykę na pogrzeb zmarłej w 1694 r. królowej Marii II. To tylko kilka przykładów.
Te genialne kompozycje są świadectwem normalnego wówczas przenikania się doczesnego świata władzy z tym, co transcendentne i co dawało się wyrazić jedynie poprzez wyjątkową pompe funèbre. Nasz zeświecczony świat bardzo już rzadko staje wobec takich wydarzeń. Mieliśmy jednak okazję poczuć ten niezwykły powiew przy okazji majestatycznych uroczystości pogrzebowych królowej Elżbiety II. Można było do nich podejść jak do zwykłego, rozdętego ceremoniału. Ba, są zapewne i tacy, którzy będą snuć populistyczne rozważania o tym, ile ta uroczystość kosztowała i ile można by za to postawić żłobków. To jednak spojrzenie tak powierzchowne, że aż wulgarne.
Czytaj więcej
To były największe uroczystości na Wyspach od II wojny. A poza nimi obejrzało je rekordowe 4 mld widzów.
Ceremoniał pogrzebu monarchy jest w angielskim obyczaju uregulowany w szczegółach, ale sam ceremoniał nie wystarczy, żeby mieć poczucie, że dotknęliśmy innej rzeczywistości. Kluczem jest to, czyja trumna zjechała powoli do krypty w kaplicy św. Jerzego w kompleksie zamku Windsor. Zmarła królowa stanowiła uosobienie tych cnót osób publicznych, których dzisiaj ogromnie zbywa w całym zachodnim świecie. Niestety, bardzo możliwe, że o kontynuatorów jej podejścia będzie trudno.
Życiorys zmarłej monarchini, w tym także jej prywatne porażki związane choćby z wychowaniem własnych dzieci, pokazuje, do jakiego stopnia służba publiczna była dla niej na pierwszym miejscu. Tylko kompletny ignorant może twierdzić, że to 70-letnie panowanie było żerowaniem na publicznych pieniądzach i beztroskim pławieniem się w zbytkach. W istocie zasiadanie na tronie dla właściwie każdej normalnej osoby oznacza trudne do wyobrażenia wyrzeczenia, obejmujące również ogromną część prywatnego życia. W dodatku nie jest to droga wybierana dobrowolnie, jak wejście do polityki. W niektórych sytuacjach może to nawet wymagać heroizmu. Nie wszystkich na niego stać. Nie miał chęci iść tą drogą król Edward VIII, stryj królowej Elżbiety, który abdykował, aby związać się z flirtującą z reżimem Hitlera Wallis Simpson. Nie sprostał wyznaczonej mu roli także książę Harry. Obaj poszli na łatwiznę.