Cenię publicystykę Piotra Zaremby, bo w przeciwieństwie do wielu autorów z prawicy nie stracił rozsądku i potrafi ją krytykować, gdy ona na to zasłuży. Pamiętamy go przecież jako autora laudacji wychwalającej Jarosława Kaczyńskiego, kiedy w 2017 roku otrzymał tytuł „człowieka wolności” od PiS-owskiego tygodnika „Sieci”. Ewolucja poglądów w jego zawsze znakomicie napisanych tekstach jest znamienna dla obrazu polskiej sceny politycznej w ostatnich latach i szkoda, że młodsi właśnie stamtąd nie biorą wzoru.

Nie zgadzam się jednak z obrazem Kościoła zarysowanym przezeń w przedostatnim „Plusie Minusie” (z wydania 13–14 sierpnia). Sytuacja jest gorsza, niż to opisał, a zniszczenia nieodwracalne. Generalnie rzec można, iż kościoły chrześcijańskie (zwłaszcza katolicki) uwikłane są w edykty cesarza rzymskiego Teodozjusza, zakazujące pod koniec IV wieku wyznawania innych religii niż chrześcijaństwo, tępiącymi tak herezję, jak wielobóstwo antyczne. Znosiły tolerancyjny „edykt mediolański” jego niedawnego poprzednika Konstantyna Wielkiego, czyniąc różne religie równoprawnymi. Rozleniwiło to hierarchię, nauczyło, że łatwiej liczyć na państwo niż własne zdolności apostolskie, że zamiast Dobrej Nowiny wystarczy dobra ustawa. Nie inaczej w Polsce; nie jest tak, jak pisze autor, że „stoimy dziś w obliczu radykalizmu, także programowego, który w zasadzie wyklucza jednakowy dystans Kościoła wobec różnych sił politycznych. W takiej atmosferze Kościół jest skazany na prawicę”. Kościół sam się na nią skazał. Nic nie zmuszało abp. Jędraszewskiego, by wtrącił do kazania, że „wreszcie rozwiewa się mgła smoleńska”, a przy okazji mszy za duszę śp. Lecha Kaczyńskiego by dołożył wiernym obowiązek wdzięczności Bogu za jego brata Jarosława. W tym momencie wskazał drzwi niepodzielającym jego własnych poglądów. Długa jest lista podobnych wypowiedzi pomniejszych biskupów.

O wiele bardziej niż wulgarne napisy czy dziecięce buciki wieszane na drzwiach świątyń brudzą kościoły zachowania hierarchów. Trudno o większe zgorszenie niż ręce, które niedawno obmacywały ministrantów, a usiłujące podać nam komunię św. Kościół musi zrozumieć, że roztrwonił na bardzo długi czas swój autorytet moralny, że nie ma nam w tych kwestiach nic do powiedzenia. Zapomnieliśmy o proroczym tekście ks. Ratzingera z czasów, gdy przyszły papież Benedykt XVI nie był nawet biskupem. Pisał on, że nadejdą dni, kiedy Kościół stanie się ubogi, będzie musiał pozbyć się gmachów i bogactw. Właśnie nadeszły.