Jędrzej Bielecki: Amerykanie już w Polsce zostaną

Wojna katapultowała Polskę z pozycji członka NATO drugiej kategorii do kluczowego sojusznika USA.

Publikacja: 10.03.2022 21:00

Obok spotkań z politykami Kamala Harris znalazła czas na rozmowę z przebywającymi w Polsce uchodźcam

Obok spotkań z politykami Kamala Harris znalazła czas na rozmowę z przebywającymi w Polsce uchodźcami z Ukrainy

Foto: AFP

Jeszcze kilka tygodni temu polskie źródła dyplomatyczne przyznawały w rozmowach z „Rzeczpospolitą”, że rządu PiS nie interesuje sugerowana przez Waszyngton wizyta Kamali Harris w Warszawie. To był czas, gdy z powodu łamania zasad państwa prawa i jedności Zachodu przez polskie władze Joe Biden nie podejmował dwustronnych kontaktów z Andrzejem Dudą. Przyjazd wiceprezydent był więc postrzegany przez rząd jako ubliżająca „nagroda pocieszenia”.

Co z Aktem Stanowiącym?

Teraz jednak wizyta Harris ma zupełnie inne znaczenie. Biden posłał swoją wiceprezydent, aby dać wyraz znaczeniu, jakie przywiązuje do Polski. Staliśmy się głównym punktem przerzutowym broni dla Ukraińców, która okazała się nad wyraz istotna w powstrzymaniu rosyjskiej inwazji. Dość powiedzieć, że dzięki dostarczeniu kilkunastu tysięcy pocisków przeciwlotniczych Stinger Rosjanie do tej pory nie przejęli kontroli nad ukraińskim niebem. Owszem, są w stanie uderzyć w wybrane cele, ale już nie zapewnić osłony swoim wojskom lądowym. Te zaś ponoszą straty dzięki także dostarczanej przez Zachód Ukraińcom broni przeciwpancernej. Zdaniem Pentagonu Rosjanie stracili już w tej wojnie 5–6 tys. żołnierzy.

Porażka czwartkowego spotkania szefów dyplomacji Ukrainy i Rosji w Turcji pokazuje, że będzie to starcie rozpisane na miesiące, jeśli nie lata. A zdesperowany Władimir Putin będzie sięgał po coraz bardziej brutalne metody. Stąd rola Polski, nieco porównywalna do tej, jaką odegrał Pakistan w czasie trwania rosyjskiej inwazji na Afganistan, będzie tylko rosła.

Ale wojna pcha nie tylko Amerykę w objęcia Polski, ale również Polskę w objęcia Ameryki. A to dlatego, że gwarancje bezpieczeństwa NATO, za którymi stoi Waszyngton, jeszcze nigdy od przystąpienia naszego kraju do sojuszu nie okazały się tak nam żywotnie potrzebne. Obecność przeszło 10 tys. amerykańskich żołnierzy nad Wisłą, instalacja strategicznej broni (jak kolejne baterie systemów obrony przeciwrakietowej Patriot) czy przyspieszenie realizacji strategicznych kontraktów zbrojeniowych pokazują, że w ostatecznym rachunku nikt nie zastąpi Stanów w roli gwaranta bezpieczeństwa Polski.

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą godzi Polskę z USA

W 1997 r. w Akcie Stanowiącym Rosja–NATO sojusz atlantycki zapowiedział, że nie rozmieści „znaczących” sił alianckich na terenie nowych krajów członkowskich, którymi wówczas miały być Polska, Czechy i Węgry. Od tego czasu Kreml łamał wszystkie możliwe zobowiązania podjęte wobec Zachodu, ale ten trzymał się złożonych obietnic. Stąd dość piętrowa konstrukcja, zgodnie z którą siły USA stacjonowały do tej pory w naszym kraju na zasadzie „stałej rotacji”.

Inwazja na Ukrainę wszystko to jednak przekreśla. Nigdzie w Europie poza Niemcami nie ma tej chwili tak wielu amerykańskich żołnierzy, co w Polsce. To po części doborowe jednostki, jak 82. dywizja powietrzno-desantowa. Niegdyś były rozlokowane głównie w zachodniej części kraju, teraz koncentrują się tam, gdzie najbliżej do Rosji. I wszystko wskazuje na to, że pozostaną tu na stałe, a przynajmniej do czasu, gdy na Kremlu nie zwycięży reżim, który Zachód mógłby darzyć zaufaniem.

Nigdzie w Europie poza Niemcami nie ma tej chwili tak wielu amerykańskich żołnierzy, co w Polsce

Formalnego wypowiedzenia umowy sprzed 25 lat nie należy się mimo wszystko spodziewać, ponieważ wiąże się ona z dalszym funkcjonowaniem Rady Rosja–NATO, jednym z nielicznych forów komunikacji, jaki pozostał między Moskwą i Waszyngtonem.

Rozliczenie zbrodni

Wizytę Kamali Harris poprzedził zgrzyt w relacjach polsko-amerykańskich. Chodzi o wtorkową deklarację polskiego MSZ o przekazaniu Ukraińcom myśliwców MiG-29, ale za pośrednictwem USA. Strategicznie ważna decyzja nie została skonsultowana z Waszyngtonem. Jednak zamiast próbować odsuwać od Polski winę, prezydent Duda słusznie wskazał, że w nadzwyczajnych czasach, w jakich żyjemy, wpadki się zdarzają. A chodziło jego zdaniem o to, że Polska chciała i nieść pomoc, o którą proszą Ukraińcy, i nie podejmować samodzielnie decyzji, które mogą postawić NATO w trudnej sytuacji.

Bo podejście Warszawy i Waszyngtonu do tego konfliktu jest zasadniczo zbieżne. Chodzi o udzielanie tak daleko idącego wsparcia, jak tylko możliwe, bez wchodzenia w bezpośredni konflikt z Moskwą. I nałożenie na Rosję tak surowych sankcji, aby groźba obalenia reżimu Putina stała się jak najbardziej realna. W czwartek Duda uznał, że Rosjanie podejmują działania mające cechy ludobójstwa. Harris tak daleko nie poszła, ale zgodziła się, że Moskwa będzie musiała być rozliczona za zbrodnie wojenne przez haski trybunał. Jego prokuratorzy już zbierają dane wśród ukraińskich uchodźców w Polsce.

Jeszcze kilka tygodni temu polskie źródła dyplomatyczne przyznawały w rozmowach z „Rzeczpospolitą”, że rządu PiS nie interesuje sugerowana przez Waszyngton wizyta Kamali Harris w Warszawie. To był czas, gdy z powodu łamania zasad państwa prawa i jedności Zachodu przez polskie władze Joe Biden nie podejmował dwustronnych kontaktów z Andrzejem Dudą. Przyjazd wiceprezydent był więc postrzegany przez rząd jako ubliżająca „nagroda pocieszenia”.

Co z Aktem Stanowiącym?

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny