Zaolzie już nie dzieli

Rozmowa z Piotrem M. Majewski, historykiem z UW, autorem m.in. książek „Edvard Beneš i kwestia niemiecka w Czechach” oraz „Niemcy sudeccy 1848 – 1948. Historia pewnego nacjonalizmu”

Aktualizacja: 02.10.2008 05:50 Publikacja: 02.10.2008 04:52

[b]Rz: Przed 70 laty 2 października 1938 roku Wojsko Polskie zajęło czechosłowackie Zaolzie. Czy była to słuszna decyzja?[/b]

[b]Piotr M. Majewski: [/b]Polsce udało się osiągnąć jeden z istotnych celów politycznych, do którego dążyła przez prawie cały okres międzywojenny, czyli od momentu utraty Zaolzia w 1920 roku, kiedy Czechosłowacy wykorzystali zagrożenie Rzeczypospolitej inwazją sowiecką. Była to jednak gra ryzykowna. W przypadku twardszej postawy Czechosłowacji Polsce groziłby konflikt nie tylko z nią, ale i ze Związkiem Sowieckim, z którym Praga była w sojuszu. Co więcej, ewentualna ingerencja sowiecka przebiegałaby pod hasłami obrony demokracji i prawdopodobnie wciągnęłaby do akcji przeciwko Polsce również Wielką Brytanię i Francję. Szczęśliwie dla Polski scenariusz pesymistyczny się nie ziścił.

[b]Pojawiają się głosy, że Polska pomogła Europie w rozbiorze Czechosłowacji, a nawet, że była sojusznikiem Hitlera. Ile w tym prawdy?[/b]

Nie da się ukryć, że Polska – niezależnie od intencji – wzięła udział w rozbiorze Czechosłowacji. O żadnym sojuszu z III Rzeszą nie można jednak mówić. Polska po prostu skorzystała z sytuacji wykreowanej przez mocarstwa europejskie. Musimy pamiętać, że Europa Środkowo-Wschodnia nie była politycznie zintegrowana, a stosunki polsko-czechosłowackie były bardzo złe. Elity Rzeczypospolitej uważały Czechosłowację za twór sezonowy, który – prędzej czy później – musi upaść. Na tę ewentualność należało być przygotowanym, by wykorzystać ją do własnych celów, co stało się w roku 1938.

[b]Czesi zapamiętali nam zajęcie Zaolzia. Czy tamta sprawa wciąż ma wpływ na relacje polsko-czeskie?[/b]

Nie sądzę. Ani na poziomie stosunków międzypaństwowych, ani w traktowaniu polskiej mniejszości na Śląsku Cieszyńskim przez Czechów nie ma już tej destrukcyjnej nacjonalistycznej presji, która determinowała politykę w międzywojniu. Reliktem tamtego czasu są kalki językowe wypowiadane przez niektórych czeskich historyków, którzy jednym tchem wymieniają Niemcy Hitlera, Węgry Horthyego i Polskę Becka jako zaborców Czechosłowacji. Nie było oczywiście żadnej Polski Becka, który był jedynie ministrem spraw zagranicznych. Czesi wypominają też Polakom, że odrzucili propozycję kompromisu w sprawie Zaolzia wysuniętą 23 września 1938 r. przez prezydenta Edvarda Beneša. Strona polska zaś zarzuca Pradze prowadzenie podwójnej gry, ponieważ równocześnie zabiegała ona o poparcie sowieckie. Ale wszystko to są akademickie i publicystyczne spory, bez większego wpływu na stosunki między narodami.

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem