Prawo i Sprawiedliwość trafnie rozpoznało, że jednym z największych problemów Polski są korporacje. Partia Jarosława Kaczyńskiego rozpoczęła wprawdzie z nimi walkę, ale czyniąc to w sposób mało udolny, nie doprowadziła do żadnej zmiany. Zasługą jest jednak już samo wskazanie problemu. Bo problemem są i korporacje prawnicze, i lekarskie, i akademickie, i nauczycielskie, i różne inne, pomniejsze. Problemem są dziesiątki wielkich instytucji, które działając według sobie tylko znanych praw, pracują głównie na rzecz swoich udziałowców i kumpli, a nie na rzecz obywateli.
Słabość państwa doprowadziła do tego, że w ciągu ostatnich 19 lat – tak jak świetnie rozwinęły się setki tysięcy przedsiębiorstw, tak samo rozwinęły się rozmaite udzielne księstwa, do których państwo albo nie ma wstępu, albo toleruje ich istnienie, albo wręcz daje im pożywkę do dalszego trwania.
Obywatel w Polsce nieustannie zderza się z instytucjami, które mu nie służą, ba, które są wobec niego nieprzyjazne, świetnie za to obsługują własnych pracowników, krewnych i znajomych. Pozwalają prowadzić im mniej lub bardziej ciemne interesy i interesiki, dobijać targów, rozdzielać przywileje, rozdawać zlecenia i prezenty.
[srodtytul]Lasy, budowy, stadiony[/srodtytul]
Tak jak lekarze rzadko odpowiadają za popełnione błędy, tak jak nauczycieli trudno przekonać do rezygnacji ze specjalnych przywilejów i poddania się normalnej ocenie, tak jak trudno zmusić uczelnie do racjonalnego zarządzania swoim majątkiem materialnym i intelektualnym, tak trudno nakłonić rozmaite agencje i instytucje do przejrzystych działań.