Poprawki w ustawie o CBA mogą wzmocnić to biuro, wysiłek służby skoncentrować na zwalczaniu najważniejszych form korupcji. Oszczędzą też posądzeń, że w tropieniu korupcji CBA może ingerować zbyt szeroko w prywatność, także osób ze sferą publiczną niezwiązanych.
Takie zarzuty było łatwo stawiać, gdy uprawnienia CBA nie były dość precyzyjne.
Zakreślenie ich granic i wczorajsze orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który jednak nie zakwestionował całej ustawy, tę krytykę powinny stępić.
Nie ma przecież wątpliwości, że CBA jest od ścigania korupcji (a więc przestępczości), i to nie tej najbardziej pospolitej, np. przyjmowania łapówek przez policjantów z drogówki (tu wystarczyłoby przecież czujne oko przełożonego). Dlatego definicja korupcji z ustawy o CBA, która pozwalała (przynajmniej teoretycznie) na monitorowanie nawet prywatnych firm (po stronie biorących owe korzyści), była zbyt szeroka. Wyraźnie szersza niż w kodeksie karnym, a to w końcu kodeks decyduje, co jest łapówką i za co wymierzać karę.
Uchylenie przez TK rozporządzenia, które pozwalało CBA zawierać umowy o stały dostęp do baz danych, takich jak PESEL czy ZUS, zapewne utrudni tej instytucji pracę. CBA będzie mogło dalej po te dane występować, tylko będzie musiało składać w tym celu wnioski. Nie ma przy tym ograniczeń, które uniemożliwiłyby składanie takich wniosków masowo i wedle standardowego wzoru. Z drugiej strony ochrona prywatności ma niewątpliwą wartość i nie powinna być narażana na „masowe” odstępstwa.