Z badań socjologicznych przeprowadzonych przez Centrum Myśli Jana Pawła II w 2007 r. wynika, że nie ma chyba dziedziny życia, w której Polacy nie widzielibyśmy większego czy mniejszego wpływu Ojca Świętego na nasze życie zbiorowe (głównie chodzi o powstanie „Solidarności” i odzyskanie wolności) i indywidualne. Deklarujemy, że świadectwo życia i nauczania papieża przemieniło życie nasze albo naszych bliskich.
Co więcej, twierdzimy, że kierujemy się w swoim życiu jego wskazaniami. Uznajemy też w większej czy mniejszej liczbie (w zależności od sondażu) papieża za autorytet moralny. Jak mówił niedawno w wywiadzie dla „Rz” prof. Wojciech Roszkowski, gdyby nie było tych indywidualnych śladów pamięci o papieżu, byłoby z nami – jako społeczeństwem – znacznie gorzej. Ale, dodajmy, co się stanie i z tą pamięcią indywidualną, jeżeli zabraknie merytorycznych, nieemocjonalnych impulsów z zewnątrz?
Ponad cztery lata, które minęły od śmierci Jana Pawła II, to jest najdłuższy okres, jaki dzielił kolejne jego pielgrzymki do Polski. Polski papież, chociaż z reguły nie angażował się w nasze spory, zawsze trafiał w nasze problemy i potrzeby. Dawał wskazówki. W czasie ośmiu pielgrzymek do Polski ponad 11 milionów Polaków słuchało papieża bezpośrednio, reszta słuchała homilii w telewizji, radiu, czytała je w prasie. I to wystarczało, by dokonać w Polsce ogromnych zmian.
Ale co dalej? Jeżeli nie podejmiemy trudu odczytania na nowo papieskiego nauczania, może się okazać, że łatwo roztrwonimy to wielkie religijno-patriotyczne odrodzenie ostatnich 30 lat.
Dlatego czas uderzyć się w piersi i zapytać: Co w ciągu ponad czterech lat, które minęły od śmierci Jana Pawła II, zrobiliśmy jako Kościół, jako społeczeństwo, by przetworzyć papieskie nauczanie zgodnie z dzisiejszym kontekstem społeczno-religijnym?