Reklama

Dominikańskie inspiracje na kryzys demokracji

Jak to możliwe, że globalna organizacja zarządzana demokratycznie trwa bez podziałów 800 lat? Czy dominikański sposób rządzenia może rzucić jakieś światło na to, jak uczynić demokrację bardziej stabilną?

Publikacja: 18.07.2025 14:50

Kościół Świętej Trójcy i klasztor Dominikanów w Krakowie, Stare Miasto, wpisany na listę światowego

Kościół Świętej Trójcy i klasztor Dominikanów w Krakowie, Stare Miasto, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO

Foto: GARDEL Bertrand/hemis.fr/Hemis via AFP

Demokracja dopuściła do władzy Hitlera. Powojenny szok kazał szukać państwom demokratycznym rozwiązań, które systemowo ograniczą władzę większości. Lekarstwem miało być wzmocnienie roli sądów konstytucyjnych na poziomie krajowym oraz międzynarodowych trybunałów. Ograniczona instytucjonalnie demokracja, powszechnie zwaną liberalną, miała stabilizować ustrój, chronić mniejszości i prawa jednostki. Jednak 80 lat po wojnie zaufanie społeczeństw do demokracji jest rekordowo niskie. Populistyczny opór wobec panującego porządku przetacza się przez zachodnie społeczeństwa. W dużej mierze bierze się on z poczucia, że współczesna demokracja jest fasadowa, a lud może wybierać tylko w takim zakresie, w jakim nie przeszkadza to elicie.

Jednak nierzadko sprzeciw wobec oligarchizacji demokracji liberalnej nie skłania do poszukiwania rozwiązań wzmacniających demokrację, ale do szukania silnego lidera, który „pogoni całe to towarzystwo”. Pośród tych burzliwych procesów trwa, niczym ostatnia wioska Galów, 800-letnia demokracja – Zakon Braci Kaznodziejów, którego przedstawiciele właśnie zjeżdżają się na kapitułę generalną, tym razem do Krakowa.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Elity kochają demokrację. Dopóki lud nie wybierze po swojemu

Kapituła Generalna

Najważniejsze decyzje w Zakonie Braci Kaznodziejów, popularnie nazywanych dominikanami, zapadają przez głosowanie. Raz na trzy lata wybrani przedstawiciele zjeżdżają się do uprzednio wybranego kraju, aby wyznaczać kluczowe kierunki rozwoju zakonu. Od 18 lipca do 9 sierpnia 50 przedstawicieli zakonu na czele z jego generałem, z 35 prowincji z całego świata, 6 wiceprowincji i 4 wikariatów prowincjalnych, tym razem spotka się w Krakowie na Kapitule Generalnej.

Uczestnicy kapituły wysłuchają relacji generała zakonu z jego pracy, będą dyskutować nad kondycją zakonu w jego najważniejszych wymiarach – życia braterskiego, modlitwy i liturgii, życia intelektualnego oraz misji ewangelizacji. Bracia wyznaczą zadania, które ma podjąć generał i inni oficjaliści zakonu przez następne trzy lata. Kapituła może również kształtować ustrój zakonu zapisany w Księdze Konstytucji.

Reklama
Reklama

Zarządzanie zakonem przez kapituły leży u samego rdzenia duchowości dominikańskiej. Pierwszą Kapitułę Generalną w 1220 r. zwołał sam św. Dominik, założyciel zakonu. Oddał w zaufaniu swoje dzieło w ręce braci, którzy uchwalili pierwsze konstytucje i od tamtej pory sami zarządzają zakonem.

Choć ustrój dominikański przez lata podlegał korektom, to jego zrąb trwa nieprzerwanie do dzisiaj. Jak to możliwe, że globalna organizacja zarządzana demokratycznie trwa bez podziałów 800 lat? Czy dominikański sposób rządzenia może rzucić jakieś światło na to, jak uczynić demokrację bardziej stabilną?

Analogia między zakonem katolickim a państwem narodowym oczywiście jest dość odległa, ale wobec narastającego kryzysu demokracji i braku prostych rozwiązań, może nie ma co być za bardzo kapryśnym i warto szukać inspiracji w niespodziewanych miejscach.

Horyzont

Demokracja dominikańska ma wszystkie podstawowe cechy wymagane, aby dany ustrój można nazwać demokratycznym. Są wybory, każdy z braci ma równy głos, urzędy są ograniczone kadencją, akty prawne ułożone są w hierarchii, prawo niższego rzędu nie może być sprzeczne z prawem wyższego rzędu. Konstytucje nakładają na wszystkich braci obowiązki, ale i przywileje, które chronią przed nadużyciem władzy. Z tym, że słowo demokracja nie pada nigdzie w naszym prawie, a mówimy o wspólnotowej formie zarządzania.

Termin „demokracja” pochodzi od greckich słów demos – lud i kratos – władza. Bracia dominikanie nie mają wątpliwości, że nie mielibyśmy żadnej władzy, gdyby nam nie została dana z góry (por. J 19,10). Spory podczas kapituł potrafią być gorące, natomiast nawet po najbardziej namiętnych debatach współbracia spotykają się na modlitwie w chórze, gdzie zwróceni do siebie twarzami przypominają sobie, że jest coś ważniejszego od posiadania racji.

Demokracja potrzebuje rzeczywistości, która ją przekracza, tak, żeby spory nie zamieniały się w wojnę, a oponent we wroga. Ramy proceduralne okazują się zbyt słabe dla długowieczności demokracji. Te, jak wiadomo, w ferworze sporu bywają kwestionowane, naciągane i łamane. Potrzebne są ramy aksjologiczne – horyzont , który sięga dalej niż przedmiot aktualnego sporu. W przypadku zakonu jest nim sam Bóg. Dzisiaj na taką perspektywę trudno byłoby namówić wspólnoty państw, ale jeśli demokratyczna forma rządów ma przetrwać, warto inspirować się Zakonem Kaznodziejskim i troszczyć się o horyzont, bez którego demokracja zamienia się w walkę. Wartości, zwyczaje, kultura, język, tradycja są fundamentem, na którym może oprzeć się demokratyczna procedura.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Kto wpuścił predatora do kolebki demokracji

Twarz i hierarchia

Ramą dla dominikańskiej demokracji nie jest tylko horyzont transcendencji, ale i wspólnota braterska. Demokratyczne spory bardzo zmienia fakt spotkania z twarzą innego. Bracia narażeni są na te same pokusy co wszyscy inni wyborcy – przeciągania liny na swoją stronę, forsowania siłowego swoich rozwiązań, etc. Muszą jednak mieć w pamięci, że po każdym głosowaniu wracają do mieszkania ze sobą w klasztorach.

W demokracji dominikańskiej, jak w każdym innym porządku prawa, istnieje sankcja za złamanie prawa. Ale żeby demokracja dobrze funkcjonowała, potrzebuje nie tylko formalnego przestrzegania prawa, ale też szerszego poszanowania zasad gry. Tych nie są w stanie regulować żadne przepisy, a mogą to zrobić tylko relacje międzyludzkie.

W demokracjach, gdzie wyborca nie zna swojego przedstawiciela, brakuje realnej odpowiedzialności władzy przed wyborcami. Działa to też w drugą stronę, gdy nie znając trudności, jakie rządzący napotyka w sprawowaniu swojego urzędu, wyborca może oczekiwać niemożliwego.

Czy więc sprawna i trwała demokracja w dużych i skomplikowanych organizmach, jak państwo, jest niemożliwa? Zakon dominikański, choć nie jest tak olbrzymią strukturą jak państwo, jest jednak rozsiany po całym globie. To, co pomaga w ustroju dominikańskim walczyć z anonimowością, to hierarchiczna struktura partycypacji we władzy. Na kapitułę generalną do Krakowa przyjeżdżają prowincjałowie, którzy zostali wcześniej wybrani demokratycznie w swoich prowincjach. Na kapituły prowincjalne wybierać prowincjałów przyjeżdżają zaś delegaci poszczególnych klasztorów, również demokratycznie wybrani. Na każdym szczeblu bracia wybierają swoje władze i przedstawicieli przez głosowanie. Odpowiednikiem w państwie bytów pośrednich między władzą centralną a obywatelem są wszelkiego rodzaju zrzeszenia, w których ludzie się znają: sąsiedztwa, spółdzielnie, związki zawodowe, parafie, kluby zainteresowań i interesów. Troska o zrzeszanie i realne spotkanie się ludzi, może zmniejszyć poczucie alienacji między wyborcą a władzą.

Czytaj więcej

Paweł Konzal: Siła Polski i Europy
Reklama
Reklama

Czas

Same ramy proceduralne demokracji nie ustabilizują, ale oczywiście też są konieczne. Istnieje jeden mechanizm w dominikańskim systemie zmiany prawa, który może być inspirujący dla współczesnych demokracji. Otóż dla trwałej zmiany Księgi Konstytucji potrzebne jest, aby trzy następujące po sobie kapituły generalne potwierdziły zmianę prawa. Ten mechanizm uświadamia braciom, że demokracja łatwo wpada w gorączkę teraźniejszości, szukając doraźnych rozwiązań.

Myślę, że warto we współczesnych demokracjach poszukiwać rozwiązań proceduralnych, które chronią przed dyktatem chwilowo skonfigurowanej większości. Mogą to być przykładowo wybory na ważne urzędy kwalifikowaną większością, na kadencje niezależne od kadencji tych, którzy je wybierają, etc.

* * *

Demokracja przeżywa swój największy kryzys od wojny. Ówczesna intuicja, że głosowanie większościowe potrzebuje jakichś ram funkcjonowania, wydaje się trafna. Czas pokazał, że same ramy proceduralne to za mało, żeby zapewnić systemowi żywotność i stabilność. Warto więc może rozejrzeć się szerzej i poszukać odpowiednich ram w sferze ducha i kultury. Tak to przynajmniej próbują robić od 800 lat dominikanie i mało który z nich chciałby ze swoją demokracją się rozstać.

Demokracja dopuściła do władzy Hitlera. Powojenny szok kazał szukać państwom demokratycznym rozwiązań, które systemowo ograniczą władzę większości. Lekarstwem miało być wzmocnienie roli sądów konstytucyjnych na poziomie krajowym oraz międzynarodowych trybunałów. Ograniczona instytucjonalnie demokracja, powszechnie zwaną liberalną, miała stabilizować ustrój, chronić mniejszości i prawa jednostki. Jednak 80 lat po wojnie zaufanie społeczeństw do demokracji jest rekordowo niskie. Populistyczny opór wobec panującego porządku przetacza się przez zachodnie społeczeństwa. W dużej mierze bierze się on z poczucia, że współczesna demokracja jest fasadowa, a lud może wybierać tylko w takim zakresie, w jakim nie przeszkadza to elicie.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Szopy w natarciu”: Zwierzęta kontra cywilizacja
Plus Minus
„Przystanek Tworki”: Tworkowska rodzina
Plus Minus
„Dept. Q”: Policjant, który bał się złoczyńców
Plus Minus
„Pewnego razu w Paryżu”: Hołd dla miasta i wielkich nazwisk
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Plus Minus
„Survive the Island”: Między wulkanem a paszczą rekina
Reklama
Reklama