Reklama

Nie takie mury padały

Od Locke’a, przez Hayeka, Smitha i Friedmana, ale też przez Marksa, Keynesa i Stiglitza. Po trzystu latach poszukiwań filozofów wiemy, że kapitalizm to największa szansa ludzkości – pisze publicysta

Aktualizacja: 12.11.2009 09:20 Publikacja: 12.11.2009 00:15

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Rzeczpospolita

Mówcy wyszli w poniedziałek na trybunę, gdzie stał kiedyś mur. Wolność i demokrację odmieniali przez wszystkie przypadki, choć – warto to przypomnieć – sam mur nie stanął po to, żeby zniewolić. Gdy go budowano, wschodnia Europa zniewolona była już od 15 lat. Mur miał nas odgrodzić od pokus dobrobytu. Od Europy, która po traktatach rzymskich rozwijała się szybciej niż Ameryka. Od złotej epoki kapitalizmu. [wyimek]Mur miał nas odgrodzić od pokus dobrobytu. Od złotej epoki kapitalizmu[/wyimek]

[srodtytul]Puste i pełne półki[/srodtytul]

Mur miał dzielić kontynent na strefę pustych i pełnych półek. Oddzielać kolorowy świat indywidualizmu od socjalnych baraków urawniłowki. Nędzę od dobrobytu. Dyktaturę od równych szans. Od tego wszystkiego, co niesie ze sobą wolny rynek.

Miał oddzielić Europę Wschodnią od tego, co my, liberałowie, zawsze nazywaliśmy swoją misją. Bo nikt z nas nie cieszy się przecież, kiedy ludzie tracą pracę, a firmy bankrutują. Nie żyjemy w nadziei, że bezwzględne prawa rynku zmiotą kiedyś dorobek życia i fundusze emerytalne robotników.

Kapitalizm to coś więcej niż kreatywna destrukcja. To trzysta lat poszukiwań filozofów. Od Johna Locke’a i jego „Rozważań dotyczących rozumu ludzkiego”, przez Friedricha Hayeka, Adama Smitha, po Miltona Friedmana, ale też Karola Marksa, Johna Maynarda Keynesa i Josepha Stiglitza. Niektórzy błądzili, ale wszyscy w nadziei, że znajdą system, który najskuteczniej ochroni nas przed nędzą i jej konsekwencjami – wojnami, nienawiścią, totalitaryzmem. Dziś wiemy, że kapitalizm to nasza największa szansa.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Gorszy okres[/srodtytul]

Nawet jeżeli teraz ma swój gorszy okres. Rządowych manipulacji walutowych, dopłat do samochodów czy szalejącego protekcjonizmu. Mamy amerykańskie cła zaporowe na stal z Brazylii, na opony z Chin, na drzewo z Kanady, na usługi transportowe z Meksyku i z drugiej strony meksykańskie cła na amerykańską pszenicę, europejskie na amerykańską wołowinę...

Ekonomiści czasem porównują obecną wojnę celną z aktem Hawleya-Smoota z 1930 roku, który wprowadzał taryfy celne na tysiące produktów importowanych do USA. Próba ochrony amerykańskich producentów skończyła się lawiną bankructw na całym świecie. Ale czy faktycznie grozi nam powtórka z 1930 roku? Globalny kapitalizm i dywersyfikacja produkcji powodują, że rząd nie wie dziś, czy nakładając cła na importowane produkty, przy okazji nie skazuje na bankructwo podwykonawców u siebie w kraju.

Swoje pięć minut mają też zwolennicy rządowych interwencji w gospodarkę. Przywódcy Ameryki, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii prześcigają się w pakietach stymulacyjnych, dofinansowywaniu banków i fabryk samochodów.

Ale czy na dłuższą metę da się obronić argument, że niezależni przedsiębiorcy, profesjonaliści, lekarze, prawnicy powinni być teraz wyżej opodatkowani, żeby korporacje szantażujące zamykaniem fabryk mogły kontynuować swoje nieudolne przedsięwzięcia? Że taksówkarz czy weterynarz ma brać nadgodziny, żeby górnik i policjant mogli pół życia przesiedzieć na emeryckiej kanapie? Że samotna matka od rana do wieczora prowadząca zakład fryzjerski powinna dalej płacić 700 zł na ZUS, a sędzia pracujący kilka godzin dziennie nie musi płacić nic?

[srodtytul]Przyjdzie czas[/srodtytul]

Reklama
Reklama

Pakiety stymulacyjne, piramidy podatkowe, emerytury pomostowe, spółki państwowe sporo złego zrobiły w tym roku. Ale czy to oznacza koniec kapitalizmu? W swoich pamiętnikach Margaret Thatcher przywołała rozmowę z Winstonem Churchillem, który w 1951 r. ubolewał, że wojennych nacjonalizacji „odwrócić się już nie da”. Żelazna dama miała na to odpowiedzieć: „Przyjdzie dzień kiedy ludzie przejrzą na oczy”.

A kiedy ten dzień przyszedł, Thatcher po prostu sprywatyzowała wszystko – od kopalń, przez energetykę, po linie lotnicze – zapewniając Wielkiej Brytanii najdłuższy okres prosperity od czasów maszyny parowej.

Czasem na ten dzień – jak było w wypadku Thatcher – trzeba czekać 20 lat. Mur berliński przetrwał aż 28 lat. Dziś, kiedy wszyscy samozwańczy obrońcy ludu prowadzą swoje własne wojny z kapitalizmem, warto spojrzeć na zdjęcia Berlina sprzed 1989 r. Kochani, nie takie mury padały.

[i]Autor był redaktorem naczelnym tygodnika „Newsweek Polska” i wiceprezesem wydawnictwa Polskapresse. Współpracuje z „Rzeczpospolitą” [/i]

Mówcy wyszli w poniedziałek na trybunę, gdzie stał kiedyś mur. Wolność i demokrację odmieniali przez wszystkie przypadki, choć – warto to przypomnieć – sam mur nie stanął po to, żeby zniewolić. Gdy go budowano, wschodnia Europa zniewolona była już od 15 lat. Mur miał nas odgrodzić od pokus dobrobytu. Od Europy, która po traktatach rzymskich rozwijała się szybciej niż Ameryka. Od złotej epoki kapitalizmu. [wyimek]Mur miał nas odgrodzić od pokus dobrobytu. Od złotej epoki kapitalizmu[/wyimek]

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Władimir Putin przeprasza króla Kaukazu
Publicystyka
Estera Flieger: Nie straszmy wojną, ale też nie lekceważmy sytuacji
Publicystyka
Marek Kozubal: Sabotaże i ataki. Skąd to wzmożenie działań rosyjskich służb i co planuje Putin?
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Donald Trump chce, by armia USA podjęła walkę z woke na ulicach miast?
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Demokraci znaleźli sposób na Donalda Trumpa
Reklama
Reklama