Nie będzie łatwo ukarać Kim Dzong Ila

Seul i Waszyngton musiały ostro zareagować na atak Phenianu. Kłopot w tym, że możliwości ukarania reżimu Kima są bardzo ograniczone

Aktualizacja: 26.05.2010 20:46 Publikacja: 26.05.2010 20:42

Piotr Gillert

Piotr Gillert

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

– To była niedopuszczalna prowokacja ze strony Korei Północnej – oświadczyła w Seulu sekretarz stanu USA Hillary Clinton, wzywając świat do zdecydowanej reakcji na zatopienie południowokoreańskiego okrętu przez Koreę Północną. Zdaniem Clinton, która zapewniła prezydenta Li Mjung Baka o pełnym wsparciu ze strony USA, odpowiedź powinna być „mocna, ale wyważona”.

Co to znaczy? „Wyważona odpowiedź” oznacza, że Seul i Waszyngton nie planują akcji militarnej – wojna z uzbrojonym po zęby reżimem nie wchodzi w grę. Południe nie zdecydowało się na to nawet po atakach terrorystycznych na jego kierownictwo państwowe w 1968 i 1983 roku. Po prostu ma za dużo do stracenia. O ile nie dojdzie do jakiegoś przypadkowego spięcia, po którym sytuacja wymknie się spod kontroli, konfliktu zbrojnego nie będzie.

Na czym zatem ma polegać „mocna reakcja”? Reżim Kima nie przestraszy się raczej groźby nowych sankcji. Korea Północna i tak jest odizolowana od reszty świata, a władze nieraz dowiodły, że są w stanie utrzymać kontrolę nad społeczeństwem nawet w najgorszej sytuacji gospodarczej.

Kluczowe znaczenie dla przetrwania komunistycznego rządu ma wsparcie Chin. Przed przyjazdem do Seulu pani Clinton starała się namówić władze w Pekinie, by poparły nowe sankcje wobec Phenianu. Bezskutecznie. Jak wynika z doniesień mediów, Chińczycy unikali nawet uznania faktu, że okręt został zatopiony przez Koreę Północną. Pekin ma własne interesy w regionie – upadek reżimu w Phenianie, choć od dawna irytuje on chińskich przywódców, byłby dla Chińczyków czarnym scenariuszem.

Zachodowi pozostaje więc dociskanie śruby tam, gdzie się da. Zapowiedziano możliwość wzmożonej kontroli statków z Korei Północnej w poszukiwaniu materiałów nuklearnych czy środków przenoszenia broni jądrowej. Możliwy jest powrót do wypróbowanej praktyki blokowania aktywów północnokoreańskich oficjeli w zagranicznych bankach. Lista potencjalnie skutecznych sankcji jest jednak bardzo krótka.

Podobny problem ma Seul. Jego reakcja na ogłoszone niedawno wyniki śledztwa w sprawie marcowej tragedii oznacza koniec strategii angażowania komunistycznego reżimu. Tak zwana słoneczna polityka, zapoczątkowana w końcu lat 90. przez prezydenta Kim De Dzunga i kontynuowana przez jego następcę Ro Mu Hjuna, polegała na wyciąganiu dłoni (często z plikiem pieniędzy) do agresywnego i nieobliczalnego partnera z Północy w nadziei, że stopniowo uda się go ułagodzić.

Dochodząc do władzy w 2008 roku, konserwatysta Li Mjung Bak przyjął twardszą linię wobec Północy, uznając strategię swych poprzedników za kontrproduktywną. Phenian reagował w jedyny znany mu sposób – coraz większą agresywnością. Zatopienie okrętu mogło być obliczone na zastraszenie Seulu i zmuszenie go do przywrócenia potrzebnej Phenianowi współpracy gospodarczej.

Wydaje się jednak, że Północ się przeliczyła, bo odpowiedź Południa była ostra. Kłopot w tym, że zrywając ostatecznie ze „słoneczną polityką”, Seul wyzbywa się nielicznych, chociaż słabych, instrumentów wpływania na Phenian. Odrzuca marchewkę, nie mogąc użyć kija.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/gillert/2010/05/26/nie-bedzie-latwo-ukarac-kim-dzong-ila/]Skomentuj[/link][/ramka]

– To była niedopuszczalna prowokacja ze strony Korei Północnej – oświadczyła w Seulu sekretarz stanu USA Hillary Clinton, wzywając świat do zdecydowanej reakcji na zatopienie południowokoreańskiego okrętu przez Koreę Północną. Zdaniem Clinton, która zapewniła prezydenta Li Mjung Baka o pełnym wsparciu ze strony USA, odpowiedź powinna być „mocna, ale wyważona”.

Co to znaczy? „Wyważona odpowiedź” oznacza, że Seul i Waszyngton nie planują akcji militarnej – wojna z uzbrojonym po zęby reżimem nie wchodzi w grę. Południe nie zdecydowało się na to nawet po atakach terrorystycznych na jego kierownictwo państwowe w 1968 i 1983 roku. Po prostu ma za dużo do stracenia. O ile nie dojdzie do jakiegoś przypadkowego spięcia, po którym sytuacja wymknie się spod kontroli, konfliktu zbrojnego nie będzie.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości