Czysto sportowych pytań przed mundialem w RPA jest kilka: czy Hiszpania, ostatnia wielka kultura futbolowa bez tytułu mistrza świata, dostanie wreszcie to, co jej się należy? Czy Diego Maradona nie skompromituje siebie i Argentyny? Czy Włosi broniący mistrzostwa znów obrzydzą nam zabawę swym kunktatorstwem? Czy Brazylia będzie sobą ze znakomitymi bramkarzami i obrońcami, ale bez napastników? Co zrobią Anglicy, Niemcy, jak zagrają Francuzi pod wodzą trenera dziwaka? I chyba najważniejsze z pytań: czy to będzie mundial afrykański także w półfinale i finale?
Afryka od lat dostarcza znakomitych piłkarzy do europejskich klubów, wielu z nich zostaje gwiazdorami, ale jeszcze więcej znika oszukanych przez menedżerów. To jest futbolowy neokolonializm w czystej postaci. Teraz Afryka może podnieść głowę i trzeba jej tego życzyć.
Pierwszy raz w XXI wieku polskiej reprezentacji nie ma na mundialu, a niedawne 0:6 z Hiszpanią pogłębiło jeszcze nasze poczucie wykluczenia. Wszyscy mamy telewizory i co tydzień widzimy, że prawdziwe futbolowe życie jest gdzie indziej. Na razie łatwiej to przełknąć, bo za dwa lata będzie nasze Euro, rosną piękne stadiony. Ale jak daleko do tej pory uciekną nam najlepsi, czy jeszcze kiedyś przeżyjemy to, co dała nam najpierw drużyna Górskiego, a potem Piechniczka? Dziś wydaje się to niewyobrażalne, ale Bogu dzięki w futbolu jak w sztuce natchnienie zjawia się niespodziewanie. Na razie musi nam wystarczyć platoniczne kibicowanie i wiara.
Intelektualiści powiedzieli o futbolu wiele złego i dobrego. Cytatów tych nadużywano i przez to trochę zblakły, ale jeden teraz warto przypomnieć. "Wszystko, co wiem o moralności i obowiązkach, zawdzięczam piłce nożnej" – napisał urodzony w Afryce bramkarz uniwersyteckiej drużyny Racingu Algier – Albert Camus.
I choć tego futbolu, który miał na myśli noblista, już nie ma, oglądajmy mundial, jakby nic się nie zmieniło.