Reklama
Rozwiń
Reklama

Gabryel: dwie recepty na kryzys w Europie

Ubiegły tydzień przyniósł kolejne dowody na istnienie co najmniej dwóch Europ.

Aktualizacja: 04.10.2010 21:23 Publikacja: 04.10.2010 20:22

Jedna – symbolizowana przez demonstracje przeciw koniecznym do ratowania finansów publicznych cięciom budżetowym i podwyżkom podatków – to ta sięgająca od Lizbony i Barcelony po Warszawę oraz od Aten i Rzymu po Dublin. Ta, która w ostatnią środę manifestowała na ulicach dziesiątek miast w ramach Europejskiego Dnia Akcji, która w liczbie ponad 50 tysięcy demonstrantów zjechała do Brukseli z większości krajów Unii, by tam domagać się unicestwienia oszczędnościowych planów rządów.

I druga Europa, która objawiła się w miniony weekend na Łotwie i na Węgrzech, gdzie ekipy polityczne, które zdobyły się na odwagę wprowadzenia planów oszczędnościowych, uzyskały od wyborców silny mandat do kontynuowania podjętych reform.

Na Łotwie blok Jedność premiera Valdisa Dombrovskisa i jego koalicjanci otrzymali w wyborach parlamentarnych 60 proc. głosów, co zapewni im aż 63 miejsca w 100-osobowej izbie. Natomiast na Węgrzech spektakularne zwycięstwo w wyborach samorządowych odniósł centroprawicowy Fidesz Viktora Orbana, który od tej pory będzie rządził w 22 z 23 głównych miast.

A przecież Orban od czasu kwietniowych, zwycięskich wyborów parlamentarnych nie unika podejmowania trudnych decyzji. Zapowiedział na przykład zamrożenie wydatków budżetowych i obniżenie płac pracowników sektora państwowego, wprowadzenie podatku bankowego oraz trzymanie w ryzach (na poziomie 3,8 proc.) deficytu budżetowego.

Na prawdziwie drakońskie posunięcia zdecydował się natomiast gabinet Dombrovskisa, ale też sytuacja Łotwy była naprawdę katastrofalna; dość wspomnieć, że jej PKB spadł w 2009 roku o 18 proc. Zmagając się z kryzysem, zwolniono więc kilkanaście tysięcy urzędników, radykalnie obniżono uposażenia pracowników sfery budżetowej, podniesiono podatki.

Reklama
Reklama

Co ciekawe, gdy w ubiegłym tygodniu obywatele jednych państw Europy protestowali przeciw rządowym zapowiedziom cięć wydatków publicznych i wzrostu podatków, a obywatele innych nagradzali swoich rządzących nowym mandatem wyborczym, w Islandii zdecydowano o postawieniu przed sądem byłego premiera tego kraju Geira Haarde i jego trzech ministrów za dopuszczenie do głębokiego kryzysu finansowego państwa.

Czyżby rzeczywiście nadchodził w Europie czas, gdy oprócz ponoszenia przez rządzących polityków – za jakość sprawowania przez nich władzy – odpowiedzialności politycznej będą oni musieli się liczyć także z ryzykiem odpowiedzialności prawnej?

Jedna – symbolizowana przez demonstracje przeciw koniecznym do ratowania finansów publicznych cięciom budżetowym i podwyżkom podatków – to ta sięgająca od Lizbony i Barcelony po Warszawę oraz od Aten i Rzymu po Dublin. Ta, która w ostatnią środę manifestowała na ulicach dziesiątek miast w ramach Europejskiego Dnia Akcji, która w liczbie ponad 50 tysięcy demonstrantów zjechała do Brukseli z większości krajów Unii, by tam domagać się unicestwienia oszczędnościowych planów rządów.

Reklama
Publicystyka
Stanisław Jędrzejewski: Media publiczne potrzebują nowego ładu
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Projekt ustawy o mediach publicznych na gruzach systemu
Publicystyka
Marek Cichocki: Czy Niemcom w ogóle można ufać?
Publicystyka
Estera Flieger: Konkurs na prezesa IPN wygrał Karol Polejowski, ale to i tak bez znaczenia
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Historyczna przegrana Unii Europejskiej
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama