– Tylko PJN może zatrzymać lewicę – mówiła "Rz" szefowa partii Joanna Kluzik-Rostkowska. Kilkanaście tygodni wcześniej jej słowa zostałyby przyjęte z życzliwą uwagą. Wtedy zdawało się, że inicjatywa PJN ma realną szansę na przełamanie klinczu PO – PiS.
– Za słabo jest to robione, niedynamicznie, ze zbyt słabym przesłaniem – mówił niedawno "Rz" Artur Balazs, czekający z utęsknieniem na pojawienie się formacji, która byłaby zdolna do przełamania dominacji PO i PiS. Rozczarowanie PJN i przekonanie, że nie przekroczy progu wyborczego, są coraz powszechniejsze. Łączy się to ze słabszymi sondażami. Na początku notowania PJN sięgały 8 proc., dziś najczęściej to 2 – 3 proc. Co się stało? Przestał działać bonus w postaci życzliwego zainteresowania mediów. – PJN założyła Monika Olejnik z Elżbietą Jakubiak – żartowali wtedy politycy z innych partii. Teraz to nie działa. Nawet niezłe pomysły, takie jak referendum w sprawie OFE, przechodzą bez większego echa. Konwencje regionalne, np. zeszłotygodniowa w Tarnowie, w ogóle nie są odnotowywane. Liderom PJN nie można zarzucić lenistwa. Często bywają w mediach, dużo czasu poświęcają budowie struktur terenowych. I to jedyne pole, na którym mają sukcesy. Udało im się stworzyć struktury we wszystkich województwach, dołączyła do nich garść samorządowców.
Zabrakło jednak czegoś spektakularnego. Czymś takim mogła być propozycja Adama Bielana, by przewodniczący partii był wybierany przez jej wszystkich pełnoprawnych członków. Tak robią w Wielkiej Brytanii. Wielogłowe, rozdyskutowane kierownictwo PJN nie powiedziało nie, ale też nie zrobiło nic, by wprowadzić ten pomysł. Bielan argumentował, że na Wyspach zwiększyło to liczebność i popularność stronnictw politycznych. Sprawa stanęła w miejscu, a rozgoryczony pomysłodawca zaczął się dystansować od PJN. Dynamiki zabrakło też przez brak pieniędzy. Uderzające jest to, gdy widać billboardową ofensywę Janusza Palikota. Wprawdzie nikt z członków PJN nie jest tak bogaty, ale też nic nie wiadomo, aby stowarzyszenie zaczęło skutecznie szukać sponsorów.
Stagnacja spowodowała, że część działaczy zaczęła zerkać znów na PiS. W czwartek komitet polityczny tej partii debatował, co zrobić z tymi, którzy chcą wrócić. Część uznała, że trzeba dać im szansę, inni, że nie ma litości dla "zdrajców". Szczególne gromy padały na Kluzik-Rostkowską i Pawła Poncyljusza.
Liderzy PJN zapewniają, że do wyborów stworzą partię atrakcyjną dla wyborców. W obecnym tempie będzie to trudne. Może jednak niezadowoleni z rządu wyborcy PO przerzucą na nich poparcie, nie chcąc głosować na partię Jarosława Kaczyńskiego.