Rz: Ruch Autonomii Śląska chce przekonać przynajmniej część ze 152 tysięcy osób, które w 2002 roku zadeklarowały narodowość niemiecką, by tym razem wybrały śląskość. Niedawno ruch otworzył swoje drugie biuro w Opolu, regionie z silną mniejszością niemiecką. Wyrósł wam rywal?
Bernard Gaida:
Ruch jest głównie koncepcją polityczną, która chciałaby większej samodzielności regionu. Tu akurat ruch ten niekoniecznie musi być naszym rywalem. RAŚ będzie czerpał zarówno spośród osób, które należą do mniejszości niemieckiej, jak i spośród tych, którzy w 2002 roku uważali się za Polaków. To działa w obydwie strony. Jeżeli zaś chodzi o spisowe statystyki dotyczące narodowości, to widzimy przecież, że wydarzenia z ostatnich dni potrafią zafałszować rzeczywistość, skoro na zasadzie solidarności nawet ludzie spoza Śląska chcą deklarować narodowość śląską w reakcji na słowa pana Kaczyńskiego. Być może więc otrzymamy zafałszowany wynik i znów nie będziemy wiedzieli, jaka część ludności w rzeczywistości czuje się Niemcami.
Czyli liczy się pan z tym, że część Niemców żyjących na Śląsku może wybrać śląskość?
Nie możemy tego wykluczyć. Ale kiedy mówimy o Śląsku, to mówimy o terenie historycznie bardzo skomplikowanym, o terenie pogranicza, gdzie granice są naprawdę trudne do uchwycenia i wciąż podlegają zmianom. Dla naszej mniejszości ważna jest oczywiście wielkość – i spis powszechny w jakiś sposób to określa – ale w określaniu się członkiem mniejszości niemieckiej nie chodzi o liczby. Chodzi o kultywowanie pewnej tradycji, dziedzictwa. Oficjalna liczba nie jest więc dla nas sprawą gardłową. Stosowanie dwujęzycznych nazw i nauka języka niemieckiego w szkołach są uzależnione od wyników spisu, ale...