Z rozbawieniem obserwowałem, jak tych kilkanaście osób (PJN – red.) – w końcu posłów, byłych ministrów, ludzi wykształconych (niektórzy zdaje się nawet po prawie) – nie było w stanie przez pół roku poprawnie wypisać wniosku o rejestrację stowarzyszenia. (...) Pastwię się tak nad panią Kluzikową, bo choć od kongresu PO w Trójmieście minął tydzień z okładem, wciąż nie mogę się pozbyć wrażenia niesmaku. Nie z powodu pani Kluzikowej – ona zachowała się doskonale cynicznie, w sposób przewidywalny, całkiem w stylu Prezesa – tylko z powodu Tuska.
(...) Głosowałem na Platformę Obywatelską, wcześniej na Unię Wolności i Kongres-Liberalno-Demokratyczny. Wiem i rozumiem, że polityka to nie jest zajęcie dla dziewic orleańskich i że partia, która chce przejąć władzę i wywrzeć wpływy na losy kraju w pożądanym przez siebie kierunku, musi iść na kompromis, stawać w polu szeroką ławą. Ma to jednak sens tylko wtedy, gdy czemuś służy – a dziś Platforma służy tylko interesom swoich oficjeli, z których wielu wyróżniło się przez ostatnie cztery lata rażącą kompetencją.
Wnioski Kaczorowskiego są chyba nawet dla niego samego przygnębiające.
Partia Jarosława Kaczyńskiego jako jedyna odwołuje się do katolickiej nauki społecznej i akcentuje znaczenie rodziny. Wyborcy PiS nie sa głupi i na ogół zdaja sobie sprawę z tysięcznych wad tego ugrupowania. Jest to jednak jedyna partia, która mówi o sprawach ich dotyczących, o realnych problemach setek tysięcy polskich rodzin. Platforma mówi już wyłącznie o sobie. Oglądałem kongres PO w telewizji i nie czułem nic, oprócz niesmaku i żalu. Widziałem ludzi, z którymi już nic mnie nie łączy. To nie tak miało być, panie premierze - kończy Aleksander Kaczorowski.