Kostka cukru na dłoni

Najwyraźniej nie byłem świadomy, jaką spójną narrację wciskają zwykłym ludziom prorządowe media i jakie zniszczenia w mózgu powodują

Publikacja: 11.07.2011 21:55

Kostka cukru na dłoni

Foto: W Sieci Opinii

No, ale zostawmy to jako temat zupełnie jałowy.

Czytam, że prywatne grono osób przetłumaczyło polskie uwagi do raportu MAK, bo rządowi się to nie udaje przez pół roku. Ponieważ wiadomość ta jest rodem z Ionesco albo z Barei, przeczytałem jeszcze raz, i jeszcze raz. I nic, nie chce wyjść inaczej. No, po prostu tak jest, grono prywatnych osób pomogło rządowi przetłumaczyć dokument.

Jeśli ktoś potrzebował jakiegoś podsumowania, czym jest ten rząd i kim jest Premier, to wydaje się to bardzo dobry przykład. No, ale w końcu jest zajęty wydarzeniem o znaczeniu wszechświatowym, czyli prezydencją. Jeszcze nie tak dawno Pan Prezydent, oby żył wiecznie, wzruszony i pełen dumy mówił o swojej Koronie Himalajów, bo uścisnął rękę pięciu prawdziwym prezydentom i premierom, nie mówiąc już o tym, że podpieprzył kieliszek prawdziwej Królowej. To się jeszcze nikomu nie udało, a już na pewno żadnemu Prezydentowi europejskiego państwa.

 

No, to teraz zabrakło skali! Nie ma już gór godnych przywołania, tak to jest, że gdy się zacznie od za wysokiej tonacji, potem nie ma jak eskalować zachwytu. Podobnie zresztą z wyzwiskami. Jak się kilka lat temu zaczęło nazywać przywódcę opozycji faszystą, KPPowcem, nekrofilem, Gomułką, to teraz właściwie nie bardzo wiadomo, jak eskalować, pozostaje już tylko nazwać go „ch…”, Neronem i pedofilem.

Góry się skończyły, więc może w odwrotną stronę? Rów Mariański? Może coś z gwiazdozbiorów? Pas Oriona? Nie ulega bowiem wątpliwości, ze liczba prawdziwych rąk prawdziwych prezydentów, jakie zostały uściśnięte, jest oszałamiająca. Co prawda, tak wypadło z rozdzielnika. Na nas akurat przypadło teraz, przedtem były Węgry, za chwilę będzie ktoś inny i też będzie się chwalił, ile to rąk go poklepało, aż kurz leciał. Polsce przypadłoby to pół roku nawet, gdyby była krainą białych niedźwiedzi i łosi wałęsających się po opustoszałych ulicach. Prezydenta Łosia też by poklepywano po grzbiecie, ba, i kostkę cukru by mu pani Merkel dała na dłoni i za uszkiem by go drapali Cameron z Sarkozym. Bo też i co to komu szkodzi? A i kosztuje też nie tak znowu wiele. To znaczy, niby wiele, ale, jak sobie policzyć, to im się opłaca. Bo na przykład pierwszy z brzegu, gdzie by kiedyś jakiemuś państwu odcięto port gazociągiem, a ten kraj się głupkowato uśmiechał? A teraz proszę bardzo! Bitte!

 

Pamiętam, jak się Donald Tusk naprężał, jak twardo zapowiadał, jak to zmusi kolegów do pracy i negocjacji choćby i do rana, a okazało się, że jeszcze nie doleciał na lotnisko, a pan Mop, czyli Rumpoy, czy jakoś tak, został wybrany. To znaczy wybrany przez p. Merkel i Sarkozy’ego. Tuska zapomnieli już nie tylko zapytać, ale i ostrzec.

Albo magister Vincent, kolejny po Balcerowiczu i Belce ekonomista wszech czasów, którego po prostu nie wpuszczono na salę, gdzie rozmawiali starsi i mądrzejsi, poprzestając na kamerce, którą też po chwili mu wyłączono. To znaczy patrzeć sobie mógł, ale już zabierać głosu nie bardzo.

Cały projekt UE, jak się zdaje, polega na tym, by stworzyć taką iluzję czegoś ważnego, wspaniałego, od czego wiele zależy, a co może być politykom przydatne, by sobie zapunktować wśród elektoratu, który uwielbia blichtr, celebrytów, światła, telewizje. I stworzyć klasę polityków świetnie opłacanych, świadomie korumpowanych dietami, dodatkami, rozmaitymi przychodami ekstra tak, żeby im się po prostu nie opłaciło za bardzo mieszać i wierzgać przeciw ościeniowi. Pozory ważności dano im kosztem władzy prawdziwej, trzymanej przez grupę gabinetowych urzędników, nigdy przez nikogo nie wybranych, chyba, że, jak w tym dowcipie: „Ja nie zostałem wybrany?! Wy nawet się nie domyślacie, kto mnie wybrał!”

 

Tak się składa, że pamiętam jeszcze czasy Gierka i ta atmosfera krzykliwego blichtru nie jest dla mnie czymś nieznanym. Wtedy była dość siermiężna, taka na miarę Gierka właśnie. No, ale teraz, przy takich możliwościach medialnych można to wszystko zrobić naprawdę zapierając dech w piersiach. Nie tak dawno w pewnej rozmowie kolega zapytał mnie: - No dobrze, skoro ten Tusk taki, jak mówisz, to czemu go tak za granicą szanują i chwalą? Przez chwile w zdumieniu patrzyłem na niego, a on na mnie. On to mówił poważnie, a było jeszcze przed ta prezydencją. Oczywiście, jak ktoś komuś „robi dobrze” i jeszcze dziękuje, to nie dziwota, że go chwalą. Ale ta logika jest najwyraźniej za trudna dla przeciętnego pochłaniacza TVN czy „Wprost”. Najwyraźniej nie byłem świadomy, jaką spójną narrację wciskają zwykłym ludziom prorządowe media i jakie zniszczenia w mózgu powodują. No, to teraz skutki będą porównywalne z lobotomią. Bo przecież widać, jak na dłoni i bez photoshopu, że się uśmiechają i klepią po plecach. Naprawdę, nie trzeba niczego zmyślać.

 

No, ale zostawmy to jako temat zupełnie jałowy.

Czytam, że prywatne grono osób przetłumaczyło polskie uwagi do raportu MAK, bo rządowi się to nie udaje przez pół roku. Ponieważ wiadomość ta jest rodem z Ionesco albo z Barei, przeczytałem jeszcze raz, i jeszcze raz. I nic, nie chce wyjść inaczej. No, po prostu tak jest, grono prywatnych osób pomogło rządowi przetłumaczyć dokument.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości