To jest pewna zaszłość historyczna i można jedynie mieć nadzieję, że kryzys coś tu zmieni. Od wielu lat obserwowaliśmy cichą umowę pomiędzy firmami prywatnymi, bankami prywatnymi, także agencjami ratingowymi a sferą polityki. Póki jedni drugich jakoś popierali, to nikt do nikogo nie miał pretensji. Ale agencjom po kryzysie w 2007, 2008 r. zarzucono, że one nie ostrzegały dostatecznie wcześnie o nadchodzącej recesji, chociaż były jej świadome i są dowody na to, że doskonale wiedziały, czym ich oceny wiarygodności kryzysowej grożą. Teraz agencje pewnie przesadzają w drugą stronę. Są może nazbyt gorliwe. Ostrzegają w zbyt wielu sytuacjach, a że dotyczy to państw, więc polityków widocznie mocno to uraziło.
Pomysł KE jest jednak spóźniony i nieadekwatny do sytuacji. Weźmy taki przykład: agencje pomyliły się odnośnie wyceny Francji. Jeśli agencja się myli, państwo powinno to wykazać, wręcz ją ośmieszyć. Dla agencji byłby to sygnał, że musi być ostrożniejsza w przyszłości. Dziś widać już zresztą, że wszechwładza agencji powoli słabnie. Ostatnio agencje obniżyły zdolności kredytowe niektórych banków, a rynek zupełnie inaczej to ocenił i nie zareagował spadkami. To obusieczny miecz – jeśli agencje dalej będą się tak zachowywały jak w ostatnich latach, to może oznaczać ich koniec, bo nikt nie będzie im wierzył. Ale powtarzam – to konkurencja najlepiej zdyscyplinuje takie przedsiębiorstwa. Trzeba otworzyć rynek, zwiększyć możliwość przepływu informacji. Ale to powinno się zrobić już parę lat temu. Komisja dziś może mieć pretensje tylko o to, że agencje tak późno zwracają uwagę na problem zagrożenia bankructwem państw.
Ale czy wina, że ostrzeżenie nastąpiło tak późno, nie leży też przypadkiem po stronie państw?
I tu wracamy do cichej umowy. Największym nieszczęściem ostatniego kryzysu i – w zasadzie ostatnich dziesięcioleci – jest właśnie fakt, że relacja między sferą biznesu a sferą polityki była tak ścisła. Do tego dochodzi karuzela stanowisk – skakanie między światem biznesu a polityką i uchwalanie takich przepisów, by dobrze zrobić swoim byłym kolegom. Goldman Sachs jest wybitnym przykładem takiego działania. Ostatnio taką drogę przeszedł Gerhard Schroeder, który jako kanclerz Niemiec podpisał z Rosjanami umowę na budowę gazociągu północnego, a kiedy przestał być kanclerzem, zaczął pracować w Nord Streamie. Takich przykładów jest wiele. Teraz, gdy wszyscy przestają milczeć, widzimy, jak zaczynają się nawzajem oskarżać.