Traf chciał, że jeden ze spontanicznie filmujących zajścia i wrzucających te filmy do Internetu społecznych, tak to nazwijmy, operatorów, uchwycił moment, na którym chuligan ten zdejmuje kominiarkę.Po twarzy obrońcy Marszu Niepodległości skojarzyli go z uczestnikiem ? faktycznie łudząco podobnym ? jednego z lewackich protestów sprzed kilku lat. Wkrótce potem jednak policja ogłosiła, że ustaliła jego tożsamość, i że nie jest to wcale wskazywany w pierwszej chwili lewicowiec, ale jeden z uczestników sławnej stadionowej zadymy w Bydgoszczy ? tak, tej właśnie, od której zaczęła się wielka wojna Donalda Tuska z „kibolami". Ta wiadomość z kolei obrońców „Kolorowej Niepodległej" i jej patronów medialnych wprawiła w medialne uniesienie: uff, a więc on jest „wasz"! Hurra!
Zaraz, zaraz. Nasz, wasz ? może warto się nad tym zastanowić, bo postać Norberta B. staje się w takiej sytuacji znaczącym symbolem. Albo i więcej niż symbolem.
Proszę sobie przypomnieć, jak to było z „kibolami" ? cała historia dobrze udokumentowana jest w filmie wyprodukowanym i rozpowszechnionym przez „Gazetę Polską", ale i w innych źródłach. Otóż było tak, że burdy na stadionach zdarzały się w Polsce, jak wszędzie indziej, od czasu do czasu, nie budząc żadnej poważnej reakcji władz i raczej zdawkową reakcję mediów. Stopniowo jednak sami kibice zaczęli się zmieniać i organizować. Część ich środowiska podjęła wyraźnie trud uspokojenia sytuacji na stadionach i poprawy wizerunku „szalikowców". Służyły temu takie wydarzenia, jak zorganizowane przez poznańskich kibiców obchody rocznicy Powstania Wielkopolskiego, oraz mało spektakularne codzienne działania, których skuteczność potwierdziła statystyka. Liczba bójek na stadionach, przypadków niszczenia mienia i zakłócenia porządku zaczęła spadać.
I wtedy właśnie uwagę mediów, a więc i milionów ich odbiorców, skupiła zadyma w Bydgoszczy. Na zapisach filmowych zobaczyć można, iż była ona skutkiem ataku kilkudziesięciu agresywnych chuliganów i ewidentnych błędów popełnionych przez policję, która najpierw zareagowała zbyt agresywnie, a potem wycofała się bezradnie.
Zdjęcia z Bydgoszczy przez następne dni były wielokrotnie powtarzane w telewizjach, a jednocześnie Donald Tusk wystąpił z gwałtownym atakiem na „stadionowych bandytów", zaczął zamykać stadiony, zaostrzać prawo, obiecywać straszonym przez media Polakom, że ochroni ich przed kibolską agresją, a przy okazji niedwuznacznie skarżyć się i zarazem chwalić, jaką ze strony tych bandziorów musi znosić agresję i jakie obelgi.