Red. Jerzy Klechta, który pod koniec lat 80. prowadził cotygodniowy magazyn w TVP2 z udziałem akredytowanych korespondentów zagranicznych, swoje rozważania rozpoczyna od tego, że po 11 latach niemiecka policja wreszcie zatrzymała morderców na tle rasowym. Sprawa nie jest zamknięta, bo mogli mieć "wsparcie, schronienie", więc wielu "nadal znajduje się na wolności". A to, zdaniem autora, kładzie się cieniem i na nas:
Polska nie jest wolna od wrogości wobec innych. Nawet jeśli skala jej jest mniejsza, aniżeli w krajach zachodnich, nacjonalistycznych band nad Wisłą nie brakuje. Pokazy nienawiści rasowej widać na sportowych stadionach. Antysemickie wycie bandziora na meczu piłkarskim można potraktować jako zdziczenie. Jeśli jednak nacjonalistyczny wrzask ma miejsce pod sztandarami świętej flagi narodowej, wówczas mamy do czynienia ze zjawiskiem o wiele groźniejszym.
O skali zagrożenia ma świadczyć 11 listopada.
Dyskusja na temat tego, czy nacjonaliści maszerowali ulicami miasta mając w kieszeni zgodę na manifestację, czy jej nie mieli, czy byli prowokowani do ulicznych bójek, czy nie to kwestie drugorzędne. Sprawą najważniejszą jest to, że oni są wśród nas. I zasadnicze pytanie brzmi: co robić, aby ich nie było!
Prawo nie jest ważne, bo jak twierdzi autor: