Ciekawy głos zważywszy, że Celiński to człowiek lewicy o ciekawej biografii. Harcerz Czarnej Jedynki (tej samej co Macierewicz czy Naimski), potem członek KSS KOR, w 1981 sekretarz Krajowej Komisji Porozumiewawczej Solidarności, internowany, w latach 87-89 (wraz z Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi oraz Henrykiem Wujcem) sekretarz Tymczasowej Rady Solidarności, potem uczestnik Okrągłego Stołu, poseł i senator, nadto wiceprzewodniczący – kolejno: OKP, UD (późniejsza UW), SLD (przeszedł doń w 1999 r., został na krótko ministrem kultury w rządzie Millera) i SDPL (z której po roku odszedł).
W ostatnich wyborach bezskutecznie walczył o mandat senatora niezależnego w jednej z południowych dzielnic Warszawy.
Dziś pisze o ruchach robaczkowych na lewicy:
Mój ursynowski znajomy i jego małżonka, oboje intelektualnie ponad przeciętność sprawni, z doktoratami, doświadczeniem i sukcesami, majętni i piękni (to moja ułomność, łatwo nawiązuję kontakty z mądrymi kobietami i pięknymi mężczyznami), oboje, gdy było to w modzie czerwieńsi od czerwieni, potem, w nowych okolicznościach, przytuleni do Platformy (piękni płyną często z prądem, tak to już jest), dzisiaj są piewcami Palikota.
Dzwoni do mnie Wojciech, by z troską zapytać: „Andrzeju, jesteś już u niego?” Odpowiadam: ‘Wojciechu – nie! Palikota lubię. Jest znakomity, kolorowy i piękny, ale od polityki wymagam powagi”. Wojciech nosem kręci, to się czuje i przez telefon. Jest niezadowolony. (…). Jest dzieckiem PRL. Niewinnym bobaskiem. Co nie przeszkodziło mu jednak napisać jedną z lepszych książek jaką czytałem o miernocie PRL. Tak świetnych książek o tamtym po prostu idiotycznym systemie czytałem trzy: Stalińskiego (Kisielewskiego), Staniszkis i właśnie książkę Wojtka. Ja dla niego wariat jestem. Emocjonalnie rozwichrzony. Ale wiem, do głupiego by nie zadzwonił. To mi schlebia. Odbieram. On cieszy się, że żona została szefową Ruchu Palikota w dzielnicy. Ja myślę, że jeśliby Palikot wygrał, Polska nie byłaby lepsza od tej, jaką jest. Ani mądrzej rządzona. Ani bogatsza.