Już w czasach saskich narodził się pogląd, że im słabsza Polska, im mniej przeszkadza sąsiadom, tym jej niepodległość jest pewniejsza, bo przez szlachetnych sąsiadów gwarantowana.
Gadowski uważa, że:
Tragedia smoleńska ora naszą narodową psychikę i pokazuje realnie ile w nas Karola Levittoux, a ile popa Hapona, ile carskiego szpicla i galicyjskiego dekownika.
Lubimy o sobie myśleć heroicznie, chwalić się walkami dziadów, ale sami po krakowsku i kielecku wolimy zatrzaskiwać okiennice, nie słyszeć jak prawdę po rynsztokach gwałcą. (…)
Ile trzeba mieć w sobie nieczystości, aby uparcie głosić moskiewskie kłamstwa. Ile trzeba złej, antypolskiej, woli aby w kokpicie dostrzec naraz dwóch generałów. Ile trzeba mieć w sobie strachu, aby wiedząc o tym, że polscy śledczy w pierwszych godzinach po tragedii zostali przez Rosjan zamknięci pod strażą w hangarze, odebrano im komórki – w tym czasie Rosjanie bezkarnie grasowali po polu śmierci, mogli do kokpitu podrzucić nawet usta Lenina z mauzoleum – aby w takiej świadomości powoływać się na „rosyjskie ustalenia potwierdzone przez polską komisję”?!
W kabinie był nie tylko generał Błasik, ale i generał Buk – przynajmniej tak opowiada pan Jerzy Miller, przynajmniej tak słyszy przejęta Monika Olejnik – ikona polskiego dziennikarstwa.