Taktyka zastosowana przez Tuska w sprawie ACTA jest znana od dawna – trzeba odczekać, aż minie największa fala protestów, utopić istotę sprawy w morzu gadaniny, podzielić protestujących, skierować jednych przeciw drugim, demokratyczną deliberację zastąpić PR-em. Jeśli trzeba, premier osobiście otrze łzy zapłakanym, uspokoi wzburzonych i wyjaśni zawisłości rządzenia, a uczestnicy debaty stracą impet i pogubią się we mgle premierowej retoryki.
Krasnodębski pisze także o sprawie smoleńskiej:
Mimo to warto się zastanowić, dlaczego ten protest wyróżnia się, jeśli idzie o rozmach i skład pokoleniowy. Dlaczego młodzi tak licznie wyszli na ulicę, podczas gdy działania rządu w innych sprawach pozostawiły ich obojętnymi. Dlaczego nie zebrały się tłumy, gdy Ewa Kopacz obejmowała urząd marszałka Sejmu, gdy Marian Janicki dostawał drugą generalską gwiazdkę, dlaczego nie wywieziono na taczkach ministra Klicha, dlaczego nie przepędzono ministra Tomasza Arabskiego?
Sprawa smoleńska była przecież w pewnych aspektach jasna od początku. Na przykład od razu było wiadomo, że prezydentowi i towarzyszącym mu osobom nie zapewniono bezpieczeństwa w stopniu, w jakim jest to przyjęte w szanujących się krajach. Kierownictwo BOR dawno już powinno usłyszeć prokuratorskie zarzuty. Wiemy też, że w sprawie śledztwa rząd pokazywał bezsiłę Polski i pozwalał na jej upokarzanie. Nie stało się to powodem do ogólnonarodowego protestu, szczególnie młode pokolenie pozostało w tej sytuacji obojętne. Dlaczego więc w sprawie wolności internetu młodzi wychodzą ma ulice, a wolność i godność Polski niespecjalnie ich obchodzą?
Socjolog pisze o młodym pokoleniu: