Przegląd białych plam

Subotnik Ziemkiewicza

Publikacja: 10.03.2012 12:25

Rafał Ziemkiewicz

Rafał Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Rodzi się potrzeba stworzenia nowej formy dziennikarskiej: przeglądu braków w mediach. Szczególnie tych elektronicznych. Tak jakoś się znowu porobiło, że najciekawsze jest obserwowanie, czego w nich zabrakło. Bogu dzięki, pozostaje parę gazet, których nie udało się władzy i salonowi spacyfikować, a i internet wciąż pozostaje poza kontrolą.

Ale, jak wielokrotnie to Państwu wyliczałem, gazety docierają do około miliona odbiorców, treści publicystyczne w sieci ? też z grubsza licząc do miliona, i to mniej więcej tego samego. Z czego oczywiście spora część to ludzie identyfikujący się z warstwą rządzącą i dotknięci psychologicznym, syndromem wyparcia, odrzucający bardzo emocjonalnie wszelkie przekazy naruszające wyobrażenie o elitach, na identyfikacji z którymi zbudowali poczucie własnej wartości.

Natomiast media elektroniczne docierają do kilkunastu milionów. Z czego oczywiście większości wpadają w jedno ucho, by wypaść drugim ? ale też nie o to w ich przekazie chodzi, by przekazać jakieś konkretne przesłanie. Chodzi o to, by stworzyć odbiorcy ? tu użyć trzeba ulubionego pojęcia psychologów ? poczucie emocjonalnej stabilności i bezpieczeństwa. Przeciętny telewidz nie po to zerka jednym okiem na dziennik telewizyjny, żeby wiedzieć, co się zdarzyło; i tak po minucie nie umie powtórzyć, co tam mówili. Przeciętny telewidz tym zerknięciem utwierdza się w przekonaniu, że nie jest źle, świat się nie wali, a jakby się miał zawalić, to zostaniemy o tym w porę poinformowani.

Dlatego tak naprawdę ważniejsze jest nie to, co się konkretnie w telewizji powie, ale jakie tematy zmieszczą się w przekazie, a jakie nie. Gazeta może odkryć aferę, ale afera ta wybuchnie, wstrząśnie opinią publiczną, dopiero wtedy, gdy temat podejmie telewizja.

I właśnie odnotowywanie, jakich tematów telewizja nie podjęła staje się coraz bardziej pouczające dla człowieka oddającego się temu elitarnemu zajęciu, jakim jest czytanie.

Piszę tu telewizja, chociaż niby jest tych telewizji kilka, bo w doborze "topics" ? jak zwą Amerykanie wiodące antenowe tematy ? nie widać między nadawcami różnic. Praktycznie sprowadzają się one do drobiazgów wypełniających końcową część programów informacyjnych, zwykle zresztą mających charakter mniej lub bardziej ukrytej autopromocji: pod pozorem "newsów" stacje reklamują swoje gwiazdy i swoje programy.

Przyznaję, stosunkowo rzadko oglądam dzienniki telewizyjne, a tym bardzie gadające główki w tzw. całodobowych telewizjach informacyjnych, będących zresztą spełnieniem literackiej wizji Tadeusza Konwickiego z "Małej Apokalipsy" (wszędzie tam wszyscy mają w gabinetach i mieszkaniach włączone telewizory z wyłączonym dźwiękiem ? nie przewidział Konwicki tylko tych kaskadowych kolorowych pasków na ekranie, stanowiących  bezdźwięczności oficjalne usankcjonowanie i zarazem jej obejście). Sumienny, regularny przegląd braków w mediach wymagałby stałego monitoringu. Nie mam na to zdrowia ani czasu, bazuję więc na wyrywkowej wiedzy, wspartej lustracją stron internetowych, na których rozłożenie tematów i wideoklipów odzwierciedla hierarchie porannych kolegiów i układanych na nich "szpigli".

Więc z ostatniego tygodnia, w porządku przypadkowym:

? Wyjaśnienie jednej z największych zagadek ekonomicznych ostatniego roku, a mianowicie jak udało się ministrowi Rostowskiemu wykazać tak niski deficyt budżetu państwa za rok ubiegły. Jak podał „Nasz Dziennik", rząd po prostu ? odsyłam po szczegóły do tej publikacji ? ukradł cichcem 8 miliardów złotych z funduszu rentowego ZUS, zmieniając zasady księgowania składek. Sądzę, że w normalnym kraju taki postępek władzy, zarówno z uwagi na skutki, które w przyszłości zrodzi dla budżetu i systemu ubezpieczeń społecznych, jak i podstępny sposób przeprowadzenia, spowodowałby burzę porównywalną z aferą Watergate. W III RP, jak na razie, okazał się dla telewizji tematem daleko mniej istotnym niż transfer posełka z tylnych szeregów z partii-matki do partii-córki albo dyskusja, czy rozdawanie przez Palikota prezerwatyw jest oznaką postępowej nowoczesności, czy może jednak seksistowskiego wstecznictwa. (W której, nawiasem, nikt nie powiedział tego co najbardziej oczywiste ? że akurat do Palikota prezerwatywa pasuje, że tak to ujmę, jak ulał).

? "Gazeta Polska Codziennie" ujawniła ubiegłoroczną korespondencję jednej z firm budujących autostrady z GDDKiA, w której wspomniany wykonawca przestrzega, iż narzucana przez Dyrekcję technologia nie jest stosowna do polskiego klimatu i jeśli zdarzy się jedna noc mrozu poniżej 20 stopni, wykonana w niej autostrada popęka na wszystkich spojeniach.

? "Rzeczpospolita" opisała „infoaferę", system wielomiliardowych i wieloletnich nadużyć przy kontraktach informatyzacyjnych. Proceder trwał w najlepsze, gdy Partia, zgodnie ze swymi wyborczymi obietnicami, prowadziła „prawdziwą walkę z korupcją" polegającą na występach minister Pitery w różnych mediach, tropieniu nielegalnych zakupów z kart służbowych byłych ministrów z PiS (z wykryciem sławnego dorsza za 8 zł 50 gr) oraz zapowiadaniu rozmaitych raportów i projektu ustawy antykorupcyjnej, dotąd zresztą do tzw. laski marszałkowskiej nie zgłoszonej.

? W nawiązaniu do poprzedniego tematu: opublikowany został doroczny raport „E-Government Survey", przeprowadzany pod auspicjami ONZ, porównujący stopień informatyzacji poszczególnych państw. Spadliśmy na miejsce 45. (rok temu 41., w 2008 33.), za Kazachstan. Jedynym wysoko ocenionym przez twórców raportu przejawem informatyzacji III RP okazała się aktywność ministrów w mediach społecznościowych, zwłaszcza na twitterze.

? "Dziennik. Gazeta Prawna" zweryfikował obietnice Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, jakoby zablokowane wskutek chwilowego nieporozumienia 312 milionów euro z programu "Innowacyjna Gospodarka" miało zostać odblokowane najpóźniej 2 marca. Środki nie zostały odblokowane, rzecz nie była żadnym drobnym nieporozumieniem, grozi nam utrata kolejnych unijnych funduszy na znacznie większą skalę.

Każda z tych publikacji powinna zostać uznana przez redaktora prowadzącego program informacyjny za wiadomość istotną, wartą odnotowania. A podałem przykłady tylko gotowych newsów. Nie wspominam takich, gdzie publikacja prasowa (np. odkrycie przez GPC związków właściciela firmy remontującej feralny odcinek toru pod Szczekocinami z "dużym pałacem") aż prosi się o pójście jej tropem, uruchomienie własnych reporterów i dziennikarzy śledczych. Nie wspominam też o polityce wysyłania kamer w miejsca przewidywanych zdarzeń, której symbolem jest staranne relacjonowanie pikiety Palikota, na którą przyjdzie kilkudziesięciu gejów czy marihuanistów, przy zbywaniu 20-tysięcznych demonstracji w obronie wolnych mediów zdawkową wzmianką o "kilku tysiącach zwolenników telewizji »Trwam«" lub w ogóle pomijaniu ich w głównym programie informacyjnym.

Każde z powyższych wydarzeń tygodnia ? i jeszcze parę innych ? albo pociąga za sobą ważkie skutki, albo ujawnia ważki problem. Powiedzieć "a pomimo to nie zostały one dostrzeżone..." byłoby oczywiście udawaniem naiwnego. Łatwo się domyślić, że nie "pomimo", ale właśnie dlatego. I to jest przyczyna, dla której spisywać trzeba nie tylko "czyny i rozmowy", ale także milczenie.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości