Za pięć tygodni w Egipcie mają się odbyć wybory prezydenckie. Miały być kulminacyjnym punktem tworzenia się nowego porządku politycznego. A to wszystko kilkanaście miesięcy po rewolucji, która zmiotła ze sceny najsilniejszego człowieka arabskiego Bliskiego Wschodu Hosniego Mubaraka.
Jak się wydawało, zakończyła erę prozachodniej niedemokratycznej władzy w tym najważniejszym w regionie kraju. I, jak się również wydawało, demokratyczną drogą przejmą ją w całości islamiści z Bractwa Muzułmańskiego. Kilka miesięcy temu ich partia zdobyła prawie połowę miejsc w wyborach parlamentarnych, a drugie miejsce zajęli radykalni antyzachodni islamiści – salafici. Apetyt rósł w miarę jedzenia. Bractwo zdecydowało się wystawić kandydata w wyborach prezydenckich, choć przedtem zapowiadało, że nie ma ambicji na najwyższy urząd w państwie. Islamiści byli blisko przejęcia władzy na wszystkich szczeblach.
Ale teraz nic nie jest takie proste. Po pierwsze, nie wiadomo, kto wystartuje w wyborach prezydenckich, zaplanowanych na koniec maja (ewentualna druga tura w czerwcu). W sobotę komisja wyborcza wykluczyła z wyścigu prezydenckiego dziesięciu (z 23) kandydatów. W tym trzech najważniejszych – multimilionera i lidera Bractwa Muzułmańskiego Chajrata asz-Szatera, lidera salafitów Hazema Abu Ismaila oraz dla równowagi głównego gracza dawnego reżimu Omara Sulejmana – byłego szefa mubarakowskiego wywiadu. Nie wiadomo, kto wystartuje, bo teoretycznie odrzuceni mogą się odwołać (zaczęli to robić), a ostateczna lista kandydatów pojawi się 26 kwietnia. Bractwo ma kandydata rezerwowego. Ale poczucie chaosu i niepewności pozostanie.
Po drugie, nie wiadomo, o co toczy się walka prezydencka. To, jakie uprawnienia uzyska następca Mubaraka, miała opracować komisja konstytucyjna, ale kilka dni temu sąd administracyjny zawiesił jej działalność. Bo wcześniej zbojkotowali ją bojący się islamistycznej dominacji przedstawiciele ugrupowań liberalnych i mniejszości chrześcijańskiej.
Po trzecie, nieoczekiwanie na wielką siłę polityczną wyrośli w porewolucyjnym Egipcie sędziowie. To oni zawiesili tworzenie nowej konstytucji, to oni przesiali kandydatów na prezydenta. Inni sędziowie decydują – o przebiegającym niemrawo – rozliczeniu z dawnym reżimem, czyli przede wszystkim o procesie obalonego dyktatora. Wielu z tych sędziów uzyskało nominacje w czasach Mubaraka. I to jest powód do spekulacji na temat ich intencji.