Zaczęło się całkiem niewinnie - podczas długiej konferencji prasowej po nadzwyczajnym posiedzeniu rządu ws. zatwierdzenia "reformy 67" padło pytanie dotyczące protestów społecznych. Okazało się, że premier "nie ma poczucia, aby Polskę ogarnęła fala demonstracji". Odnosząc się do pojawiających się podczas protestów pytań o jego rozmowę z Władimirem Putinem 1 września 2009 r. najpierw odparł:
Rozmowa była dość krótka. Głównie pokazywałem premierowi Putinowi, gdzie mieszkam i pokazywałem trasę, jaką często przebiegam jako jogger. Pytaliśmy także siebie nawzajem, jak wygląda kwestia życia prywatnego w kontekście ochrony. Premier Putin m.in. powiedział, że jego ochrona siedzi u niego w kuchni, ja mówiłem, że ja mam zdecydowanie większy konfort, większą swobodę. I na tym wyczerpała się ta tajna rozmowa na molo, zaimprowizowana przez nas tylko po to, by móc pokazać delegacji rosyjskiej jak Sopot i Bałtyk wygląda z perspektywy mola. Ale ja wiem, że polityków tych, którzy uważają, że polityka polega na konspiracjach, spiskach, zabójstwach, zamachach, ta wersja nie usatysfakcjonuje.
Premier skończył, a dziennikarze zadawali kolejne pytanie – przerwał im – i wyraźnie poirytowany zaczął:
Kwestia katastrofy smoleńskiej obrasta kłamstwami. Autorami kłamstw są bez wyjątku ci, którzy chcą wmówić Polakom, że katastrofa smoleńska to wynik zamachu i spisku Tusk – Putin – Komorowski -Miedwiediew – każda fantazja się w debacie publicznej pojawiła. Takim samym kłamstwem jest teza o rozdzieleniu wizyt.
I podkreślał: