Zgłoszone przez PiS projekty ustawy zakazujące in vitro, a nawet grożące za przeprowadzanie zabiegów więzieniem wyraźnie zarysowują pewien biegun. Biegun skądinąd zgodny z nauczaniem Kościoła, który na in vitro się nie zgadza. Co prawda Jarosław Kaczyński od razu zapowiedział, że nad karaniem za in vitro „można dyskutować", co w języku politycznym oznacza: „zrezygnujemy z tego bez trudu", ale na samo sztuczne zapłodnienie nie zgodzi się pod żadnym pozorem. Ano zobaczymy.
Choć to dopiero pierwszy krok w batalii o in vitro, warto się zastanowić, jaki będzie jej finał. Przyjrzyjmy się najpierw kartom, które leżą na legislacyjnym stole. PO od lat zapowiada, że zgłosi liberalny projekt autorstwa Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Najnowszy termin - jesień. Zapewne swoje jeszcze dalej idące propozycje dorzucą SLD i Ruch Palikota. Różnić się będą tym, czy sam zabieg ma być refundowany czy nie, i kilkoma innymi szczegółami, ale wszystkie stanowić będą pewien lewicowy biegun.
Drugą stronę już znamy, to projekty pisowskie delegalizujące in vitro. Czy jest więc szansa na kompromis? Powtórzenie manewru z „kompromisem aborcyjnym" odrzucającym bezwyjątkowy zakaz przerywania ciąży, ale dopuszczającym je tylko w kilku przypadkach będzie bardzo trudne, ale jest możliwe. Podstawą takiego kompromisu mógłby stać się projekt Gowina legalizujący sztuczne zapłodnienie, ale ograniczający je do par heteroseksualnych i zakazujący tworzenia dodatkowych zarodków. Dziś na autora i jego projekt sypią się gromy, że radykalny, katolicki i skrajny. Dużo dalej idące pomysły PiS mogą zdjąć z niego to odium.
Nie oznacza to z miejsca, że projekt ów ma szansę przejść w Sejmie. Z list PiS wybrano 157 posłów. Gdyby doliczyć połowę PSL, byłoby ich około 170. Brakuje więc 60 głosów. W poprzedniej kadencji konserwatywną frakcję Platformy szacowano na 60 - 70 szabel. Czy w tej kadencji jest tak samo? Tego nikt jeszcze nie policzył.
Ale to tylko matematyka. Nie da się wykluczyć, że niechęć między PiS a PO jest tak silna, że uniemożliwi jakiekolwiek porozumienie nawet w tak oczywistej, zdawałoby się, sprawie. Ale to nie ewentualne spory w łonie konserwatystów są największym zagrożeniem dla ustawy Gowina. Klucz do rozstrzygnięcia sprawy in vitro trzyma wciąż Donald Tusk, który może blokować pracę nad projektami bez końca. Czy zechce? Tego pewnie nie wie nawet sam on. Pisowcy doskonale wiedzą, że ich projekt nie ma szans, ale może uda się dzięki nim wytargować akceptowalny dla większości kompromis Gowina. Tyle tylko że już samo zgłoszenie tych projektów wystarczyło, by posypała się lawina krytyki. PiS strzela sobie w stopę, radykalizmem odstrasza wyborców - załamywali ręce nawet bliscy PiS komentatorzy. Werdykt na Twitterze już wydano: PiS zrazi do siebie umiarkowaną większość Polaków, niczego nie wskóra, a tylko rozsierdzi lewicę.