Ktokolwiek posiada ziemię, jest jego od nieba do piekła - tak głosi starożytne, powszechne prawo. Dziś jednak niemal żaden z dużych krajów, poza Stanami Zjednoczonymi, nie uznaje pełnej własności indywidualnej dokopalin.
Wspominamy o tym, ponieważ to błogosławione rozwiązanie w amerykańskim prawodawstwie pomaga zrozumieć jeden z nielicznych jasnych punktów w gospodarce Obamy - boom na produkcję gazu łupkowego i, w coraz większym stopniu, ropy. Stany Zjednoczone znalazły się w ubiegłym roku na 159. miejscu pod względem wzrostu PKB. Jednak jeżeli chodzi o produkcję gazu ziemnego, są dziś numerem jeden.
Wielkie dzieło małych firm
Jak do tego doszło? Po części to efekt korzystnych uwarunkowań geologicznych, choć wiele innych krajów ma podobnie obfite zasoby gazu łupkowego. Amerykanie są również liderem, jeżeli chodzi o szczelinowanie i wiercenia poziome. Jednak te technologie są dziś znane na całym świecie.
Prawdziwą przewagę dali Ameryce drobni przedsiębiorcy, którzy na własne ryzyko dokonywali wielu próbnych odwiertów na prywatnej ziemi. Ci ryzykanci byli stopniowo w stanie wykupić licencję na eksploatację ropy, gazu i minerałów od prywatnych właścicieli, a jednocześnie zebrali dość danych geologicznych, by rozpocząć produkcję na skalę komercyjną.
Weźmy jako przykład teksański Barnett Shale, szczególnie zwartą formację skalną, która od lat kusiła spekulantów. Firma Mitchell Energy & Development z siedzibą w Houston poświęciła całe lata 80. na doskonalenie technik odwiertów poziomych. W 1996 r. zaczęła wydobywać gaz z Barnett.