Rząd na krawędzi

Premier Tusk będzie pewnie stawał na głowie, by do tego nie dopuścić, ale kryzys ekonomiczny, kryzys w koalicji i kryzys wewnątrz PO mogą się skończyć przedterminowymi wyborami. I to już w 2013 roku – przewiduje poseł PiS

Publikacja: 29.01.2013 00:39

Donald Tusk w kluczowych głosowaniach zawiera sojusze z Januszem Palikotem – twierdzi poseł Wipler

Donald Tusk w kluczowych głosowaniach zawiera sojusze z Januszem Palikotem – twierdzi poseł Wipler

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Rok 2013 będzie dla polskiej sceny politycznej przełomowy i fundamentalny. Po pierwsze, PO straci centrum, bo nie będzie już dalej w stanie udawać partii prawicowo-lewicowej, która dla każdego ma coś miłego. W końcu stanie się jasne, że miejsce Platformy jest tak naprawdę po lewej stronie, gdyż już teraz zawiera sojusze z Ruchem Palikota czy SLD w kluczowych głosowaniach, w których PSL ma inne zdanie niż partia Donalda Tuska.

Poza tym skończył się wzrost gospodarczy na sztucznym wspomaganiu, możliwy tylko dzięki wpompowaniu w gospodarkę w ostatnich pięciu latach łącznie ponad biliona złotych (300 miliardów pomocy publicznej, 400 miliardów nowego długu publicznego i 400 miliardów pożyczek gospodarstw domowych) i dziś wszyscy dostaniemy rachunek za pięć lat gospodarczych zaniedbań. Niestety, nie stać nas na jego zapłatę.

Wzrosną podatki

Ale zacznijmy od początku. Dane ekonomiczne za ostatni kwartał zeszłego roku nie pozostawiają złudzeń: kilkunastoprocentowy spadek produkcji przemysłowej oznacza, że recesja w naszej gospodarce nie jest już tylko przewidywanym zagrożeniem, ale stała się faktem. Co za tym idzie, rząd nie ma szans, by zrealizować założony plan przychodów budżetowych i nie pomogą mu w tym żadne fotoradary ani intensywna praca policji i skarbówki. Nie ma także mowy o ratowaniu się zwiększeniem deficytu budżetowego, ponieważ nie pozwala na to już prawo – gdy przekroczyliśmy próg ostrożnościowy, nie możemy ustalać deficytu większego niż w roku poprzednim.

Już pierwszy miesiąc 2013 roku pokazał dobitnie, że rząd stracił zdolność narzucania opinii publicznej tematów zastępczych i przykrywania nimi problemów gospodarczych

Oznacza to jedno: rząd znowu podniesie podatki. To już w zasadzie przesądzone – w tym roku podniesiony zostanie VAT, i to do stawki 25 proc., czyli najwyższej w Europie. A i to może nie wystarczyć, byśmy nie przekroczyli dopuszczalnego limitu wydatków sektora publicznego. W najgorszym wypadku, jeśli przekroczymy próg kryzysowy, to trzeba będzie w bardzo krótkim czasie zbilansować cały sektor finansów publicznych. A to oznacza, że minister Rostowski będzie musiał znaleźć od ręki około 80 mld złotych oszczędności lub nowych podatków. To cztery razy tyle, ile wydajemy na utrzymanie armii – a próba znalezienia takich pieniędzy w kieszeniach podatników zniszczy koalicję partii, które będą musiały zwolnić swoją klientelę lub ograbić kieszenie dotkniętych kryzysem Polaków.

Cierpliwość na wyczerpaniu

Ani masowe zwolnienia urzędników, nauczycieli, funkcjonariuszy publicznych i cięcia wydatków inwestycyjnych, ani podnoszenie podatków i składek nie zostaną zaakceptowane przez Polaków. Dlatego szanse na to, by koalicja PO–PSL dotrwała do końca tej kadencji, są niewielkie.

Dramatyczne decyzje ekonomiczne niosą ryzyko poważnego spadku popularności. Czasy, gdy rząd miał niezachwiane poparcie w sondażach, obie partie mają już dawno za sobą. W ostatnim roku oba ugrupowania dostały po kilka żółtych kartek od wyborców: najpierw sprawa ACTA, potem afera Elewarru i publikowane w mediach „listy hańby" (kto obsadza rodziną agencje rządowe i spółki Skarbu Państwa) aż po aferę Amber Gold. Minister Rostowski podwyższał podatki – w samym 2012 roku o 14 miliardów, więc cierpliwość wyborców „liberalnej" Platformy jest na wyczerpaniu.

Teraz już każda niepopularna decyzja oznaczać będzie poważny spadek poparcia dla rządu. Jeśli PO może sobie jeszcze na to pozwolić,  to już PSL nie – może to bowiem definitywnie zakończyć polityczny byt tego ugrupowania. I to nie tylko w parlamencie. Ludowcy przygotowują się więc do nowego rozdania.

PSL chce ratować swoje notowania próbą stworzenia większej koalicji centroprawicowej i w te swoje plany próbuje wciągać PJN. Pomysł stworzenia takiej platformy wyborczej ma uderzyć w PiS, bo nie od dziś wiadomo, że na polskiej wsi to Jarosław Kaczyński jest głównym zagrożeniem dla interesów peeselowskiego betonu. Zresztą na różnych spotkaniach lokalnych działaczom PSL jasno mówi o tym prezes Piechociński.

PiS przesunie się do centrum

Wróćmy jednak do kluczowych dla rządu Donalda Tuska głosowań w Sejmie, takich jak podniesienie wieku emerytalnego czy podniesienie składki rentowej. Także do – może mniej ważnego, ale symbolicznie znaczącego – ostatniego głosowania w sprawie związków partnerskich, które mocno podzieliło koalicję i samą Platformę.

Już jest ewidentne, że główna oś podziału politycznego w Sejmie przebiega z jednej strony między Ruchem Palikota, SLD i większością Platformy, a z drugiej – konserwatywną częścią PO, PSL i PiS. Widać więc, że oficjalna koalicja nie składa się z dwóch partii, lecz z trzech różnych podmiotów: PSL, PO i platformerskich konserwatystów.

Trudno jednak wyobrazić sobie Jarosława Gowina czy Jacka Żalka w jednym szeregu z Robertem Biedroniem, Wandą Nowicką czy Anną Grodzką. Ci, którzy wstępowali do PO jako do sojuszu polityków liberalnych, chadeckich i konserwatywnych, nagle stali się członkami ugrupowania, które w sprawach fundamentalnych – dotyczących godności człowieka, in vitro, ochrony prawnej rodziny i małżeństwa, relacji państwo–Kościół – jest nie tyle lewicowe, ile wręcz lewackie. Jarosław Gowin i podobnie do niego myślący posłowie PO mają więc w sprawach fundamentalnych o wiele większą szansę na współpracę z Jarosławem Kaczyńskim niż Donaldem Tuskiem.

W ten sposób PiS zdobędzie realną szansę na pozyskanie wyborców centrowych, co jest konieczne, by wygrać wybory. Gdy rozpad Platformy stanie się faktem, wtedy wzrośnie zdolność koalicyjna Prawa i Sprawiedliwości oraz możliwość skuteczniejszego działania w centrum polskiej sceny politycznej. Na postrzeganie PiS jako partii umiarkowanej centroprawicy będzie wpływała także działalność radykalnej prawicy narodowej pomimo jej mizernych szans na realne zaistnienie polityczne. Nie tylko pomoże ona usadowić się nam bardziej w centrum, ale także wystawi się lewicowo-liberalnym mediom, które znajdą sobie wreszcie nowy obiekt do ataków. Taki mechanizm zadziałał na Węgrzech, gdzie działalność radykalnego Jobbiku pomaga funkcjonować w centrum sceny politycznej Fideszowi Viktora Orbana.

Pomysły na gospodarkę

Jednak samo tylko zajęcie wygodniejszych centrowych pozycji od razu nie da PiS zwycięstwa w wyborach. Dla wyborców, którzy mogą o tym przesądzić, najważniejsze są dziś bowiem sprawy gospodarcze, takie jak kurs złotego do euro czy do franka.

Oczywiście mogą ich do Prawa i Sprawiedliwości przekonać także takie osoby jak kandydat na technicznego premiera profesor Piotr Gliński, ale ważniejsze, by zauważyli oni, że Platforma nie ma realnych pomysłów na gospodarkę niż wzrost fiskalizmu. PiS tymczasem ma.

Dlatego musimy przypominać, że to Prawo i Sprawiedliwość za swoich rządów obniżyło składkę rentową, zlikwidowało podatek od spadków i darowizn między najbliższymi krewnymi, doprowadziło do tego, że prawie wszyscy Polacy rozliczają się w pierwszym progu podatkowym. To PiS wprowadziło ulgę na wychowanie dzieci. Musimy pokazać, że zwłaszcza w sprawach gospodarczych jesteśmy alternatywą dla obecnych rządów. Od jesieni konsekwentnie to robimy w ramach cyklu konferencji „Alternatywa": gospodarka, służba zdrowia, praca, efektywna polityka prorodzinna – to tematy, w których poważnie różnimy się od rządzących.

Szkoda tylko, że dopiero tak głęboki kryzys finansów publicznych, jaki czeka nas w 2013 roku, pokaże centrowym wyborcom całą prawdę o pięciu latach rządów PO–PSL, które w czasie względnej prosperity nie robiły nic poza przejadaniem ciężko wypracowywanego przez Polaków wzrostu gospodarczego i zatrudnieniem 100 tysięcy nowych urzędników.

Konstruktywne wotum

Już pierwszy miesiąc 2013 roku pokazał dobitnie, że rząd stracił zdolność narzucania opinii publicznej tematów zastępczych i przykrywania nimi problemów gospodarczych. Premierowi nie uda się więc więcej odciągać uwagi Polaków wojnami światopoglądowymi. Nie dość, że dobiłoby to i tak już chwiejącą się w posadach koalicję, dobiłoby to także samą PO.

Podsumowując: brutalne i prostackie zaciskanie pasa, oczywiście nie swojego, tylko obywateli – poprzez podnoszenie danin publicznych – także będzie dla koalicji balansowaniem na krawędzi. Premier zapewne będzie stawał na głowie, by podejmować jak najmniej niepopularnych decyzji, ale mimo wszystko kryzys ekonomiczny, kryzys w koalicji i wewnątrz PO, kryzys poparcia rządu wywołany kolejnymi podwyżkami podatków, a także nieopłacalność z punktu widzenia Ruchu Palikota czy SLD wejścia w poważniejszy sojusz z PO, zakończyć się mogą przedterminowymi wyborami. I to już w 2013 roku.

Publicyści dowcipkujący sobie jeszcze w zeszłym tygodniu na temat szans powodzenia konstruktywnego wotum nieufności i misji prof. Glińskiego od piątku mają mniej wyraźne miny...

—not. puo

Przemysław Wipler jest posłem Prawa i Sprawiedliwości, byłym prezesem Stowarzyszenia KoLiber i Fundacji Republikańskiej

Pisali w opiniach

Andrzej Celiński Rok straconego czasu 24 stycznia 2013

Marek Migalski Przygotowania do wielkiej bitwy 22 stycznia 2013

Rok 2013 będzie dla polskiej sceny politycznej przełomowy i fundamentalny. Po pierwsze, PO straci centrum, bo nie będzie już dalej w stanie udawać partii prawicowo-lewicowej, która dla każdego ma coś miłego. W końcu stanie się jasne, że miejsce Platformy jest tak naprawdę po lewej stronie, gdyż już teraz zawiera sojusze z Ruchem Palikota czy SLD w kluczowych głosowaniach, w których PSL ma inne zdanie niż partia Donalda Tuska.

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości