Nie namówicie mnie na bycie przywódcą rewolucji obyczajowej – mówił Donald Tusk w piątek w TOK FM pytany o związki. Tłumaczył też: – Nigdy nie miałem wrażenia, że stwarzam złudzenie obietnicy, że kiedy będę premierem, będę ciągnął rewolucję obyczajową jako jej lider.
Czy deklaracje te oznaczają, że lider PO w ciągu ostatnich tygodni stał się konserwatystą? Nie. Nie chodzi tu o konserwatyzm, lecz realizm.
Jeszcze w styczniu premier odciął się od wypowiedzi ministra sprawiedliwości (ten mówił, że ustawa o związkach partnerskich jest niekonstytucyjna), twierdząc, że to prywatna opinia Jarosława Gowina. W piątek był już bardziej jednoznaczny: – Większej krzywdy środowiskom homoseksualnym w Polsce nie można zrobić niż poprzez doprowadzenie do jednoznacznego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, że żadna zmiana w tej sprawie nie jest możliwa – tłumaczył.
Z pewnością to konsekwencja ruchu prezydenta Bronisława Komorowskiego, który jeszcze w styczniu oświadczył, że istnieje zagrożenie niekonstytucyjności związków. W ubiegłym tygodniu – o czym „Rz” pisała jako pierwsza – rozmawiał na ten temat z Tuskiem. Sugerował, by Sejm przysłał mu ustawę w takiej wersji, której nie odrzuci Trybunał Konstytucyjny.
Równocześnie Komorowski jest zwolennikiem przyjęcia nowelizacji różnych ustaw, tak by wprowadzić konkretne ułatwienia dla osób żyjących w nieformalnych związkach. Również konserwatyści w Platformie Obywatelskiej opowiadają się za takim rozwiązaniem. Proponują na przykład ułatwienia dostępu do informacji medycznej, odwiedzin w szpitalu, decyzji o pochówku itp.
Prezydent swym stanowiskiem nie chciał raczej wspierać Gowina i jego grupy. Chodzi raczej o rolę obrońcy konstytucji i niechęć do uwikłania się w poważny spór światopoglądowy. Wie, że zawetowanie liberalnej ustawy o związkach partnerskich narazi go na niechęć lewicy, podpisanie zaś – prawicy. Przerzucenie odpowiedzialności na Trybunał Konstytucyjny również niewiele mu pomoże. Dlatego też na rękę prezydentowi byłoby, gdyby Sejm przyjął ustawę w wersji light – niewprowadzającej związków partnerskich, ale ułatwiającej życie osobom żyjących w homo- i heteroseksualnych konkubinatach.