Rocznica katastrofy pod Smoleńskiem za nami, ale emocje nadal te same. Gazety pełne są reportaży o "ludzie smoleńskim", o nienawiści, o zamachu itd. itd. Nie zawodzi w tej kwestii "Gazeta Wyborcza", której wicenaczelny Jarosław Kurski, w rytualnym komentarzu oskarża (nie bez racji, choć też nie bez manipulacji) Jarosława Kaczyńskiego o dzielenie Polaków.
Jarosław Kaczyński mówił wczoraj, że rozbito posmoleńską jedność Polaków. To jednak nikt bardziej niż on nie odpowiada za narodowy podział. Nie umiał się pogodzić z przegraną w wyborach prezydenckich i wznowił wojnę polsko-polską. (...) Nikczemne oskarżenia o sztuczną mgłę, dobijanie rannych, spisek Tuska z Putinem, hel, bombę termobaryczną i trotyl... Teraz się okazuje, że rzekomo przeżyły trzy osoby. Tu nie chodzi o żadne wyjaśnienia, lecz o to, by przerzucić moralną współodpowiedzialność z siebie na rząd, prezydenta i całą znienawidzoną III RP. To psychologicznie zrozumiałe, ale etycznie niedopuszczalne.
- pisze w emocjonalnym, ale chyba trochę już zgranym komentarzu.
Na to oskarżenie odpowiada były publicysta "Rzeczpospolitej" (obecnie "Do Rzeczy") Marek Magierowski, który także nie bez racji, a nawet celnie odpowiada Kurskiemu, że za podziały odpowiada jego własna gazeta. Cytuje przy tym tekst Pawła Wrońskiego o obchodach rocznicy katastrofy:
Autor nader hojnie szasta w swoim tekście przymiotnikiem „pisowski": „O zamachu już od dawna byli przekonani uczestnicy PISOWSKICH obchodów"; „Najważniejszym momentem PISOWSKICH obchodów było posiedzenie zespołu Macierewicza"; „Przed Pałacem Prezydenckim PISOWSCY dziennikarze robili wywiady" (wyróżnienie moje – MM). Intencja jest jasna: czytelnik „GW" ma zrozumieć, iż wszelkie uroczystości 10 kwietnia dzielą się na dwie kategorie: „pisowskie" i „państwowe". Każdy, kto pojawia się na Krakowskim Przedmieściu, jest z miejsca uznawany za „pisowca", nawet jeśli będzie dziennikarzem.