Jesteśmy za tym, by skrócić kadencję tego nieudolnego rządu – mówił w TVN 24 wiceprezes PiS Mariusz Kamiński, były szef CBA. Dopytywany, co zrobi, jeśli Donald Tusk zgłosi wniosek o samorozwiązanie Sejmu, odmówił jednoznacznej odpowiedzi, ale nie wykluczył wcześniejszych wyborów.
Ta wypowiedź zabrzmiała zupełnie inaczej niż słowa Jarosława Kaczyńskiego. W ubiegły poniedziałek wykluczył poparcie dla skrócenia kadencji. – Można się cieszyć na chwilę z wcześniejszych wyborów, a potem może się okazać, że nawet jeśli my te wybory wyraźnie wygramy, to rządzić będzie kto inny – mówił w „Do Rzeczy”.
Politycy PiS twierdzą, że stanowisko Kaczyńskiego obowiązuje. – Nasza propozycja jest jasna, wcześniejsze wybory tak, ale jeśli Tusk odejdzie i w międzyczasie rząd techniczny przygotuje audyt rządów PO–PSL – mówi „Rz” polityk PiS.
Trudno nie zauważyć jednak, że między deklaracją Kaczyńskiego a słowami Kamińskiego Tusk zagroził likwidacją finansowania partii z budżetu państwa. W kuluarach Sejmu politycy PiS i PO spekulowali, że chodziło o wysłanie sygnału do prezesa PiS: albo zgodzicie się na wcześniejsze wybory, albo odetniemy was od kilkunastu milionów rocznie. – Wolelibyśmy nie dostać ani grosza państwowych pieniędzy, niż pomagać Tuskowi – zapewnia współpracownik szefa PiS.
Kaczyński pomoże rozwiązać Sejm?