Rok słownych fajerwerków

Złote myśli i absurdy 2013 roku - bez Lisów, Niesiołowskich i Palikotów

Publikacja: 31.12.2013 13:49

Rok 2013, szósty rok panowania Partii Miłości i nie mniej miłującej pokój opozycji, był być może najbardziej agresywnym i niecywilizowanym, jeśli chodzi o stosunki i debatę publiczną w mediach. Gdzie nie spojrzałeś, tam atakował jakiś Niesiołowski, Palikot, czy Pięta, swoim elokwencją porażali Lis i Karnowscy, spisek węszyli Hartmani i Macierewicze... no, długo można by tu wymieniać. Dlatego w moim podsumowaniu roku oszczędzę Wam tych wszystkich atrakcji. Bo poza agresją i chamstwem bywało też zabawnie i śmiesznie. I nie jest ważne nawet to, że śmiech ten najczęściej był śmiechem przez łzy. A zatem, aby było co czytać podczas Sylwestrowych kryzysów (kiedy skończy się alkohol, a płyta z przebojami zacznie grać po raz czwarty) lub już kryzysów noworocznych (w innym przypadku może być gorzej), przypomnijmy sobie te dobre momenty.

1. W styczniu, kiedy krajem wstrząsnęły zapowiedzi rozszerzenia działalności zakładu fotograficznego Jacka Rostowskiego (tj. zwiększenia liczby fotoradarów), zdawało się, że tylko jeden człowiek w Polsce pozostał zwolennikiem  - ówczesny minister transportu Sławomir Nowak. Pewnego dnia, pogrążony w osamotnieniu i ciemności duszy Nowak, rozmyślając nad przyczynami swojego opuszczenia, nagle doznał olśnienia:

Wczoraj uświadomiłem sobie, że mam olbrzymią rzeszę tych, którzy mnie popierają w sprawie fotoradarów, tylko że ona jest na cmentarzach i nie jest w stanie zabrać głosu.

2. A skoro o Sławku i transporcie mowa, to ciekawą anegdotę na temat jego filozofii władzy przedstawił były platformerski baron Paweł Piskorski.

Usłyszałem zabawną historyjkę z ostatnich dni z kulis naszego rządu. Minister Sławomir Nowak przygotowywał spektakularny i bardzo rozbudowany program poprawy bezpieczeństwa na drogach. Zawiera on m.in. nowe, trudniejsze zasady egzaminów na prawo jazdy, które właśnie wchodzą w życie. Uznano, że to sprawa niepopularna i zastanawiano się jak złagodzić obraz tego posunięcia.

Jeden z PRowców rządu zaproponował żeby pokazać, że wcale ten egzamin nie taki straszny i że każdy może go zdać. Wszystko byłoby ok gdyby nie to, że jako realizację tego pomysłu podsunął ideę, że może by minister Nowak dał przykład i na oczach kamer i innych mediów zdałby ten egzamin. Podzięką za pomysł była nie tylko karczemna awantura ale otarło się nawet o możliwość wylania owego PRowca z roboty. Urocza anegdota. Egzaminować to my, ale nie nas.

3. W lutym ogromne wrażenie na Polakach zrobiła niezwykle odważna deklaracja Magdaleny Środy. Pani profesor tak bardzo nie przejęła się bowiem abdykacją Benedykta XVI, że aż musiała to oznajmić w "Gazecie Wyborczej".

Wiadomość o abdykacji Benedykta XVI nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia

4. Przełom lutego i marca był również czasem, kiedy ważyły się losy Telewizji Trwam. Lud był gotowy bronić tego miejsca stacji ojca Tadeusza do ostatniej kropli krwi, dlatego odbywały się marsze i wiece. W tym to czasie dziennikarze niepokorni z niepokornego portalu wPolityce.pl, postawili pod ostrzałem swoich niepokornych pytań o. Rydzyka.

Telewizja Trwam złożyła wniosek o koncesję społeczno-religijną na multipleks w kolejnym konkursie. Stoją za tą stacją miliony uczestników marszy i manifestacji a także miliony podpisów. Czy jest szansa, że tym razem władza nie oszuka? (...)

To trudne do wyobrażenia. Ludzie mogliby już tego nie wytrzymać, to byłoby zaproszenie do jakiegoś wybuchu. (...)

Nie obawia się ojciec dyrektor, o czym mówił wcześniej, iż spróbują dać ludziom jakąś podróbkę?(...)

Zwykła przyzwoitość nakazywałaby zostawić to miejsce na multipleksie dla telewizji Trwam.

5. W marcu, pod równie niemiłosiernym gradem (i nie chodzi tu o ministra skarbu) ostrych jak brzytwa pytań postawiony został premier Donald Tusk. Oto, jakie pytania zadawał szefowi rządu bezlitosny kwartet dociekliwych publicystów z radia TOK FM:

Czy ma Pan czas na autorefleksję ?(Żakowski)

Z jaką książką pan ostatnio spędza czas? (Żakowski)

No, niech Pan nie mówi o starości. Są tu ludzie o 10 lat starsi. (Żakowski)

Widzę, że pan się przejął słowami Talleyranda, który powiedział: "W polityce, nie za wiele gorliwości" (Władyka)

A Palikota Panu żal? (Żakowski)

Wielka tajemnica ACTA: to wpływ najbliższych, że pan się tak zaangażował? (Żakowski)

6. Wiosna, choć jest porą optymizmu, odrodzenia i nadziei, miała jednak zupełnie inny efekt na nastroje w rządzie Donalda Tuska, a szczególnie na uczucia najbardziej nawet lojalnych zwolenników. Niezwykle poetycko sytuację tę opisał Marcin Meller w "Newsweeku", który posłużył się następującą alegorią:

Wchodzi do kawiarni kobieta, a tam oparty seksownie o bar przystojny mężczyzna, po męsku nieogolony, lekko zblazowany, papieros w kącie ust, magnetyczne spojrzenie. No i poszło! Burza hormonów, tajfun w łóżku. Kilka miesięcy później ta sama kobieta wchodzi do baru, a on jak ten łach ostatni znowu się opiera o ten bar, jak popapraniec jakiś, dupa wołowa, znowu się nie ogolił, znowu się papierochami krztusi i znowu to bezmyślne, tępe spojrzenie. Nie wytrzymała, rzuciła nieudacznika.

I tak mi się ta opowiastka z morałem przypomniała, kiedy pan premier jak zwykle słodziutko tłumaczył na konferencji prasowej,dlaczego ustąpił matkom pierwszego kwartału. I było to, co zawsze, tirli, tirli do dziennikarzy, pucio-pucio, jestem takim rozkosznym premierkiem, równym chłopakiem, mówię waszym językiem, pełen luzik, kupicie wszystko, co wam powiem. Otóż chyba już nie. Pan premier już nie jest seksownie oparty o bar, jego niegdysiejsze atuty wywołują zimną furię.

7. Lato było jak zwykle dość "ogórkowe", lecz na szczęście mimo ogólnego rozluźnienia czuwała policja. Dał temu wyraz jej szef gen. Marek Działoszyński, który w jednym z wywiadów trzeźwo zauważył:

Ostatnio telewizje na żywo pokazywały akcje antyterrorystów. I pojawili się komentatorzy, którzy mówili, że policja nie strzelała do bandyty, „bo nie ma jaj".

– I niech tak mówią. Policjanci mają myśleć. Policja buduje swój szacunek i zaufanie społeczne nie jajami, tylko mózgiem. Policjant reprezentuje państwo.

8. Niezwykle intensywny był za to przełom lata i jesieni: Rybnik, Elbląg, Warszawa... Nic dziwnego, że niektórzy politycy w tym emocjonującym okresie poczuli, że muszą się trochę wyluzować. Niestety, jako że w kraju grasują tabloidy, to techniki relaksacyjne - często kontrowersyjne - wydostają się na światło dzienne. O sposobach na relaks Adama Hofmana było głośno, i to dwukrotnie. Lecz w jego ślady poszli też inni. Tacy jak poseł Rybakowicz z Twojego Ruchu. Jego przygodę - streszczoną w jednym krótkim nagłówku - opisał "Fakt":

Poseł Rybakowicz pokazał policjantom penisa, potem legitymację poselską

9. O podobnych metodach spędzania wieczorów było tej jesieni zresztą głośno niejednokrotnie. Nowa moda zyskała nawet swoją nazwę - wipleringu. Zjawisko wipleringu zyskało taką popularność, że objęło przedstawicieli wszystkich politycznych frakcji - w tym krakowskiego polityka PO Ireneusza Rasia. Poseł Raś okazał się tak zagorzałym tej nowej formy rozrywki, że uprawiał ją nawet w biały dzień. Niestety, przeszkodził mu w tym pewnego dnia reporter "Super Expressu". A taki był tego efekt:

Raś: Jeśli Pan pisze ten artykuł... to jest Pan kretynem. Skończyliśmy temat! Ja nie będę komentował rzecznika, będę komentował Pana! Ja nagrywam! Ja nagrywam z Panem rozmowę

Super Express: Bardzo proszę. Ja też.

Raś: No... to mamy 1:1 (...)

Raś: Jak Pan mówi do mnie... ojca mojej córki, żebym ja mógł generalną stwierdzić tezę... to Pan jest kurwa niedojrzały. (...) Niech Pan z własnego nazwiska bije w Rzecznika Praw Dziecka...ale nie posługuje się nazwiskiem Ireneusz Raś. Nie oczekuję stwierdzenia generalnego... bo ja nie stwierdzam.  Bo ja jestem człowiekiem doświadczonym, tak jak Pan i patrzę przez pryzmat mojej córki.

10. Zima to - jak każdy wie - tradycyjny czas prężenia muskułów przez Rosję. (Wie to każdy, poza europejskimi dyplomatami, którzy na koniec listopada wyznaczyli termin szczytu Partnerstwa Wschodniego, gdzie Ukraina miała porzucić mateczkę Rosję i dołączyć do nas, czyli światłego, lecz ubogiego w gaz Zachodu). Tu jakiś mały szantażyk gazem, tam lekka groźba wycelowania rakiet w Warszawę. Nic dziwnego, że co bardziej strachliwi mogą w takiej sytuacji nie wytrzymać nerwowo tej i chcieć ratować się, póki jest jeszcze czas. Jak choćby dumnie brzmiący Związek Ludności Narodowości Śląskiej, którego przedstawiciele niezwykle uprzejmie zwrócili się do moskiewskiego namiestnika w naszym niemiecko-rosyjskim kondominium.

W związku z informacjami prasowymi, o umieszczeniu przez wojska rosyjskie w Obwodzie Kaliningradzkim rakiet Iskander-M, przystosowanych do przenoszenia głowic nuklearnych, w imieniu Związku Ludności Narodowości Śląskiej zwracamy się do Waszej Ekscelencji, o przekazanie władzom Federacji Rosyjskiej naszej prośby, o rozważenie możliwości niekierowania tych rakiet w kierunku Śląska.

I to by było na tyle. A że nigdy nie byłem dobry w składaniu życzeń, to posilę się wirtuozem w tej dziedzinie, prosto z Radomia.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości