"Będzie nas więcej" – zapewniła Anna Grodzka w wywiadzie dla Super Express TV. Wspólnie z Biedroniem „przeorała świadomość" ludzi – szczyciła się. Czyli jednak orała. Nie tylko realizowała siebie. Aktyw ruchowców posiada świadomość przeoraną już tak doskonale, że głosowanie nad kandydaturą do Parlamentu Europejskiego wygrał pośród niego właśnie Krzysztof Bęgowski vel Anna Grodzka - reprezentantka kobiet polskich.
Moja świadomość nie jest dostateczne przeorana, ale gdy patrzę na Annę Grodzką, widzę w niej Robertę Muldoon z powieści i filmu „Świat według Garpa". Oddana Garpowi i jego rodzinie Roberta jest byłym koszykarzem. I choć literaturoznawca winien traktować świadomie i beznamiętnie wszelkie narracje, a fikcyjną postać literacką jako konstrukt, nosiciela idei, to Roberta jest jednym z bliskich mi bohaterów. Nieprofesjonalnie, nie potrafię oprzeć się tej postaci. Ludzie zawsze będą kochali Don Kichota, Anię z Zielonego Wzgórza, Mamę Muminka, mistrza Yodę, a nawet Jeża z miasta Zgierza.
Postać Anny Grodzkiej jest jedną, wielką pochwałą kobiecości - daru często dziś sponiewieranego, niedocenionego. Jej staranne kreacje przypominają nam, które masowo wskoczyłyśmy w spodnie i globalny szmateks, kolory naszych możliwości. Kakofonia biżuterii Grodzkiej wzbudza toteż pobłażliwą sympatię. Okazuje się, że kobiecości można zazdrościć zachłannie i porażająco. To pochlebia mojej kobiecości, która spadła mi z nieba. Kto by pomyślał, że gdzieś, jakiś Krzysztof mógł też zazdrościć mi żeńskiego imienia. Tak w ogóle, kobitki lubią babki brzydsze od siebie. Przy tej pani wszystkie jesteśmy filigranowymi, kształtnymi laskami. Myślę co więcej, że ostatecznie większość dorosłych kobiet dałoby się przyuczyć do towarzystwa podobnej koleżanki nawet w toalecie.
Mimo to, trzeba zastanowić się, kiedy nadejdzie chwila, gdy wyleci z pracy pierwsza sprzątaczka, która zechce przegonić intruza spod pryszniców dla kobiet na basenie, nieświadoma, że ma do czynienia z kobiecą płcią kulturową.
Jako trenerka emisji w tonie głosu Grodzkiej, który nie kłamie, nie słyszę kobiety. Doceniam jej wystudiowany, nóżka w nóżkę, sposób siedzenia. Urodzone w spodniach też powinnyśmy się go uczyć. Jednak zawodowe oko oraz naturalne, żeńskie analizatory dostrzegają jej męskie rysy, ciało, gesty, maniery, chód, sztuczność pseudokobiecej minoderii. Skoro kobiet i, odpowiednio do ich liczby, posłanek szczególnego typu ma być więcej, pytania rodzą się jak myszy. Ja zadam pierwsze z brzegu. Całkowicie retorycznie, bez odbioru. Baśń o niewidzialnych szatach nagiego króla wciąż jeszcze przecież wolno czytać.