Z horyzontu pięty Kordiana

Jest Polska Prometeuszy, Kordianów i Konradów, Polska wolna, narodowa, powstańcza i Polska obojętna wobec spraw tożsamości o horyzoncie wegetacji, który Kordianom i Konradom do pięt nie sięga.

Publikacja: 01.06.2014 17:04

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Przyznaję, że na własne oczy widziałam w życiu bez porównania mniej pasjonatów audycji radiowej pod nazwą „Lista Przebojów", niż znanych mi osobiście zbieraczy malarstwa na szkle, chińskich filiżanek, miniatur motocykli, wierszyków haiku, miłośników gadających ptaków, a nawet zapalonych amatorów entomologii (Niesiołowskiego znam wyłącznie z tiwi). Pod tym względem moja życiówka jest na poziomie kolekcjonerów pasażerskich samolotów – sztuk jeden.

Osobiste wyobrażenie na temat człowieka, który w czasie stanu wojennego miał w główce wysyłanie pocztówek do radia z typami piosenek, zasadzam na odległym wspomnieniu młodzieńca o ksywie „King Szczecina". W sprawie więc samej „Listy przebojów" i jej zasług dla kultury od stanu wojennego do dziś mogę więc nie być obiektywna, takie jest życie.

„Oswoiłem samotność. Nigdy nie chciałem się wiązać, mieć żony, dziecka" - z okładki ubiegłotygodniowego „Wprostu" zanęca jednak Niedźwiecki - ojciec założyciel Listy. W trakcie czytania wychodzi na jaw, że ściśle idzie nawet o to, by nie mieć „bagażu w postaci żony, dziecka". A jako że Lista jest rodzaju żeńskiego - „ Moje dziecko to już całkiem stara baba 32-letnia" – wyraża się Niedźwiecki, nie oglądając się na przodownice licznych swoich list przebojów, bowiem jest dowcipny.

Z boczku wspomnianej okładki widnieje jeszcze bardziej górnolotna jego myśl: - „Nie chcę zajmować się fikcyjną walką o to, żeby Polska była lepsza". Jakby nie można było zajmować się prawdziwą, a nie fikcyjną walką o to, żeby Polska była lepsza. Fanatyków konkursów piosenkarskich od walki o lepszą Polskę bezwstydnie odstręcza. Klony Kinga Szczeciny są nieocenionym skarbem dla twórców takich konkursów. Na szczęście, nie wszystkich wyposażono w dar łatwowierności.

Niedźwiecki jaśnieje przykładem twierdząc, że poglądy polityczne ma, „ale prywatnie" i zarazem, całkiem apolitycznie ma się rozumieć, urabia prostodusznych szczeciniastych. Goszczenie w programie Leszka Millera w ciepłej atmosferze jest, na przykład, ponoć wyłącznie rozmową fachowców o piosence, ponieważ to tylko jakaś żenująca, „druga Polska" babrze się w polityce oraz molestuje „Niedźwiedzia" listami pełnymi ubeków i jaruzeli. Że Niedźwiedź, Miller, Szczecina i im podobni są Polską numer jeden, widać, ustalono już wcześniej. Jakkolwiek potwierdzam, że podział na dwie Polski istnieje.

Jest Polska Prometeuszy, Kordianów i Konradów, Polska wolna, narodowa, powstańcza i Polska obojętna wobec spraw tożsamości o horyzoncie wegetacji, który Kordianom i Konradom do pięt nie sięga.

„W Starych Oleszycach (...) był budynek bardzo dla nas miły i pamiątkowy. Wystawił go mój ojciec w wielkiej tajemnicy przed matką i zaprowadził do niego w dniu jej imienin. Była to wiejska szkółka! Moja matka, wraz ze swoimi dziećmi, których było wtedy pięcioro, całe nieomal dni spędzała w tej szkole wraz z nauczycielką dzieci i same uczyły dziatwę, bo warunki nauczycielstwa były opłakane. (...)

Cóż dziwnego, wszak ciemnota była dezyderatem rządu! Za przewożenie większej ilości elementarzy w rękawach bufiastych sukni dawnej mody, które wykryto na granicy, bardzo znaczną karę pieniężną moja matka zapłaciła i tylko przez wysokie wpływy nie dostała się do więzienia. Chłop miał tylko wiedzieć, że jest „cesarski", wszelkie inne wiadomości były mu niepotrzebne i, owszem, ciemnota jego była pożądaną! – Moja matka napatrzywszy się tych austriackich rządów za młodych lat, patrzała z przerażeniem na pojednawcze i uniżono–poddańskie wpływy, jakie zaczęły się w Galicji szerzyć? nawet w dobrodziejstwach i ulgach rządu dla nas podejrzywała zdradę i mawiała: "Timeo danaos et donna ferentes (Boję się Danaów, nawet, gdy przynoszą dary)" (Anna z Działyńskich Potocka „Mój pamiętnik") – napisała sto lat temu nadzwyczajna Matka – Polka, filantropka, autorka broszur na temat życia społecznego, gospodarczego, rodzinnego, wychowania dzieci, ziołolecznictwa, walki z epidemiami wśród ludu, polityki, a przed wszystkim odkrywczyni leczniczych źródeł i twórczyni kurortu Rymanów Zdrój - w zachwycającym, pełnym fantastycznych porad pamiętniku, który powinna przeczytać każda kobieta, a zwłaszcza Polka.

Stosunek do polskości ludu zaboru rosyjskiego identycznie ujęła, już nie księżna, a córka skromnego kancelisty z powiatu wieluńskiego guberni kaliskiej, czyli Stefania Różewicz – matka poetów:

„Dobras Wojciech był światły, choć nie umiał pisać. Zawsze pragnął, aby była szkoła. W braku szkoły prosił mojego ojca, aby mu uczył dzieci czytać i pisać. (...) Patriotą nie był. Nie znał historii Polski. Często mi opowiadał, jak to jego dziadek bił się z panem w powstaniu w Parzymiechach i że panowie dostali w kość, a po tym śpiewali: niescęsliwe Parzymiechy, więcej smutku jak uciechy. Ogromnie się to słuchaczom podobało.

Chłopi byli ogromnie przywiązani do czasów, w jakich żyli. Nigdy nie słyszałam, żeby narzekali na to, że Polska w niewoli. O carze zawsze mówili, że nasz pon cysorz lepszy od Wilusia. Zdarzało się, że portret carskiej rodziny wisiał między obrazami. Tak samo ci, co do Niemiec wyjeżdżali, przywozili znów portrety Wilusia z rodziną i tak samo je wieszali.

Rozmawiałam często w niedziele z ludźmi, jak przychodzili, żeby im pisać, lub czytać listy, które przychodziły z Niemiec. Naprowadzałam ich na tematy, że gdybyśmy nie byli w niewoli, to na pewno byłoby lepiej, bo tak to cóż. Kogo Polacy obchodzą? Muszą cierpieć biedę. Widziałam, że to im nie trafiało do przekonania i zaraz zaczęli o czym innym mówić. (...)

W takie wieczory można się było nasłuchać, jak opowiadają o służbie dwudziestopięcioletniej w wojsku za Ruska. (...) Bardzo często zapominali mowy ojczystej, albo żenili się z Rosjankami" (Tadeusz. Różewicz, Matka odchodzi)

Linia podziału narodu z powyższych opisów trwa do dziś. Jesteśmy spadkobiercami jednych lub drugich duchów przodków. Mamy więc ciągle Polskę ojczyzny niepodległej, wolnej i Polskę obojętną, bez tożsamości, uległą, zwiedzioną pozornym pragmatyzmem, gotową wegetować na peryferiach. „Kordian i cham" – z symbolicznego skrótu tytułu socjalistycznej powieści Leona Kruczkowskiego toczą tutaj wciąż aktualny spór o sens narodowych czynów.

Rzekomi fantaści – zwolennicy romantycznej wolności – pojmują jednak prostą zależność między niepodległością, a dobrobytem materialnym. Dziś, na naszych oczach także miliarderzy ukraińscy inwestują w wolność ojczyzny. Jak wielekroć nasi dziadowie oddają krajowi swój czas, siły i pieniądze, ryzykują życiem. Oni świetnie rozumieją, że najlepsze interesy robi człowiek wolny, że wolność obwołana romantyczną jest pragmatyczna. Niedźwiecki przekonuje szczeciniastych, że jest wprost przeciwnie.

Za gazetę z jego bezmyślnymi hasłami nie dałabym grosza. Kupiłam ją wyłącznie z uwielbienia dla Papcia Chmiela, który nie wiadomo dlaczego ustąpił mu miejsca na okładce, choć jest stokroć bardziej malowniczy.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości