Biesy wojny

Dziwaczna historia wywiadu dwóch dziennikarzy z Igorem "Biesem" Biezlerem - jednym z przywódców rosyjskich separatystów

Aktualizacja: 30.07.2014 18:19 Publikacja: 30.07.2014 14:45

Igor Biezler ps. "Bies"

Igor Biezler ps. "Bies"

Foto: Twitter

Każda wojna ma w sobie coś absurdalnego, bezsensownego i groteskowego, co świetnie pokazywali w swoich dziełach pisarze tacy jak Remarque, Heller czy Vonnegut. Być może jednak nawet tacy mistrzowie pióra nie potrafiliby wymyślić takiej krwawej, absurdalnej groteski, jaka odbywa się ledwie tysiąc kilometrów od naszej granicy, we wschodniej Ukrainie.

Bratobójcza wojna zaczęta właściwie nie wiadomo z jakiego powodu: z powodu absurdalnej histerii, ze strachu przed jakimś niedookreślonym faszyzmem i przede wszystkim z osobistych fantazji i mrzonek jednego smutnego satrapy. Najbardziej niezwykłe są w tym prowizorycznym i anarchicznym konflikcie jednak postacie, zupełnie jakby wyjęte z jakiejś czarnej komedii absurdu. Jak na przykład Igor Girkin vel "Striełkow", były oficer rosyjskiego wywiadu i entuzjasta rekonstrukcji historycznych o aparycji pana z bazarku z lat 90-tych, nazywany z racji swojego fanatyzmu "popieprzonym pułkownikiem".

Jakby na potwierdzenie swojej opinii, "minister obrony Donieckiej Republiki Ludowej" Striełkow wydał właśnie dekret zakazujący swoim żołnierzom przeklinania.

Jesteśmy prawosławną armią i chlubimy się tym, że służymy nie złotemu cielcowi, ale Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi i naszemu narodowi.

- pisze w preambule "Strzelec". I wyjaśnia:

Plugawe słowa mają nierosyjskie pochodzenie i były używane przez wrogów Rusi do bezczeszczenia naszych świątyń, by złamać ducha rosyjskich wojowników, by sprowadzić ich na kolana. Dlatego [używanie] przekleństw to bluźnierstwo, które zawsze było uważane za grzech śmiertelny. (...) Przeklinanie duchowo poniża nas i prowadzi armię do porażki.

Oprócz Striełkowa, jest też "Bies", a raczej Igor Biezler, również podejrzewany o związki z GRU były dyrektor domu pogrzebowego i dowódca separatystów w Gorłówce.  To jego obwinia się o zestrzelenie malezyjskiego samolotu. Okazuje się przy tym, że jego pseudonim jest całkiem trafny. Oto jak opisuje swój "wywiad" z "Biesem" dziennikarz brytyjskiego Guardiana Shaun Walker.

Drzwi do gabinetu Biesa otworzyły się, a zza nich wynurzył się on sam, z papierosem w ręce, ubrany w tielniaszkę (pasiastej rosyjskiej koszulce marynarskiej) pod wojskowym mundurem. W jednej chwili bojownicy wstali z miejsc, stojąc sztywno na baczność i salutując. Jeden z nich wyjaśnił słabym głosem, że dwóch dziennikarzy oczekuje na rozmowę z nim.

- Jestem zajęty. Pogadamy później. Teraz pokażcie im więźniów - odburknął.

Kiedy ludzie "Biesa" pokazali już dziennikarzom więźniów - w tym wysokiego przedstawiciela SBU, którego po drugiej stronie krat pilnował z bronią w ręku jego szwagier - Biezler wyjaśnił, jaka jest jego polityka względem jeńców.

- Tych, którzy walczą w ukraińskiej armii, trzymamy jako jeńców. Tych, którzy walczą jako ochotnicy, przesłuchujemy i zabijamy na miejscu (...) Czemu mielibyśmy okazywać im litość? - jego głos stawał się coraz głośniejszy. Tak jak i jego gniew - Powinniście zobaczyć, co oni zrobili moim ludziom. Odcinają im głowy i srają do hełmów. To faszyści! Dlaczego miałbym się z nimi cackać? Przesłuchanie, egzekucja, to wszystko. Powieszę tych skur...synów na latarniach - krzyczał już na cały głos. Nagle zauważył, że rosyjska dziennikarka, z którą tam byłem, miała włączony dyktafon, a ja robiłem notatki w moim zeszycie. Wyrwał jej dyktafon z rąk i rozkazał jednemu z bojowników rzucić nim o ścianę. Wyrwał mi też mój notes i zaczął gorączkowo drzeć strony.

- Spalić ich notesy! Skonfiskować ich elektronikę! Przeszukać ich! Jeśli znajdziecie kompromitujące materiały, zabijcie ich jako szpiegów! - wykrzykiwał rozkazy swoim podwładnym.(...) - Nie myślcie przez chwilę, że nie odważę się was zastrzelić! - ostrzegł nas. (...) [Po kilkunastu minutach] Bies znów pojawił się w drzwiach, paląc papierosa. Uspokoił się trochę. - Oddajcie im ich rzeczy. Zawieźcie do punktu kontrolnego, wykopcie stąd i nigdy więcej nie wpuszczajcie.

Rzeczywistość bywa dużo dziwniejsza od fikcji. Niestety

Każda wojna ma w sobie coś absurdalnego, bezsensownego i groteskowego, co świetnie pokazywali w swoich dziełach pisarze tacy jak Remarque, Heller czy Vonnegut. Być może jednak nawet tacy mistrzowie pióra nie potrafiliby wymyślić takiej krwawej, absurdalnej groteski, jaka odbywa się ledwie tysiąc kilometrów od naszej granicy, we wschodniej Ukrainie.

Bratobójcza wojna zaczęta właściwie nie wiadomo z jakiego powodu: z powodu absurdalnej histerii, ze strachu przed jakimś niedookreślonym faszyzmem i przede wszystkim z osobistych fantazji i mrzonek jednego smutnego satrapy. Najbardziej niezwykłe są w tym prowizorycznym i anarchicznym konflikcie jednak postacie, zupełnie jakby wyjęte z jakiejś czarnej komedii absurdu. Jak na przykład Igor Girkin vel "Striełkow", były oficer rosyjskiego wywiadu i entuzjasta rekonstrukcji historycznych o aparycji pana z bazarku z lat 90-tych, nazywany z racji swojego fanatyzmu "popieprzonym pułkownikiem".

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości