Każda wojna ma w sobie coś absurdalnego, bezsensownego i groteskowego, co świetnie pokazywali w swoich dziełach pisarze tacy jak Remarque, Heller czy Vonnegut. Być może jednak nawet tacy mistrzowie pióra nie potrafiliby wymyślić takiej krwawej, absurdalnej groteski, jaka odbywa się ledwie tysiąc kilometrów od naszej granicy, we wschodniej Ukrainie.
Bratobójcza wojna zaczęta właściwie nie wiadomo z jakiego powodu: z powodu absurdalnej histerii, ze strachu przed jakimś niedookreślonym faszyzmem i przede wszystkim z osobistych fantazji i mrzonek jednego smutnego satrapy. Najbardziej niezwykłe są w tym prowizorycznym i anarchicznym konflikcie jednak postacie, zupełnie jakby wyjęte z jakiejś czarnej komedii absurdu. Jak na przykład Igor Girkin vel "Striełkow", były oficer rosyjskiego wywiadu i entuzjasta rekonstrukcji historycznych o aparycji pana z bazarku z lat 90-tych, nazywany z racji swojego fanatyzmu "popieprzonym pułkownikiem".
Jakby na potwierdzenie swojej opinii, "minister obrony Donieckiej Republiki Ludowej" Striełkow wydał właśnie dekret zakazujący swoim żołnierzom przeklinania.
Jesteśmy prawosławną armią i chlubimy się tym, że służymy nie złotemu cielcowi, ale Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi i naszemu narodowi.