Gdybyśmy mieli narodową strategię, to w kraju premiera nie wykluczającego wojny w krótkiej perspektywie (wrzesień 2014), nie pozwolilibyśmy dla obcych, prywatnych interesów wprowadzać w błąd dzieci, które mogą za życia naprawdę zmierzyć się ze skrajnie groźną sytuacją egzystencjalną. Myślenie na ten temat można zacząć od przeegzaminowania dowolnie wybranego nastolatka z Kielc, Warszawy, lub Białegostoku, gdzie leży, powiedzmy, miasto Gorzów, lub Kłodzko. Od zapytania dziecka z Zielonej Góry, jak trafić do Radomia, czy Krosna. Przy okazji, wyjdzie z tego poziom polskiej szkoły, który wszak nie tylko dukaniem tabliczki mnożenia i słowa pisanego się mierzy.
Gdybyśmy mieli rzecznika praw dziecka, wtedy on zamiast główkować, komu by tu się przymilić nadając Order Uśmiechu, zdenerwowałby się przygotowywaniem młodych w reklamie tej sieci do roli ogłupiałego, bezradnego celu eksterminacji i wszcząłby interwencję ku wycofaniu tego zgubnego spotu. Dzieci Afryki, Ukrainy, Iraku mają z pewnością realistyczny pogląd na temat możliwości gadżetów podczas wojny i oparcia na nich swojego poczucia bezpieczeństwa.
Gdybyśmy mieli państwo prawa, indywidualne zaskarżenie zagranicznego dostawcy usług nie byłoby równoznaczne z zadarciem z polskimi sądami i automatycznym postawieniem się samemu w roli oskarżonego. Być może, także nawet jakieś gremium oficjalne odważyłoby się wówczas zaskarżyć tę firmę, jako nieetyczną.
Ośmieszanie harcerstwa i jego tradycji w oczach młodzieży to nie jedyna bezczelność owego kolonizatora naszego rynku. W dwóch, krótkich zdankach młodzieńca z reklamy kryją się i inne, niszczące treści. W roli kocmołucha, który zawsze pierze w gorszym proszku i nieśmiertelnej mamusi osłupiałej na widok nowego cudu techniki zarazem oglądamy w tym spocie tatę – harcerza kombatanta, którego mentorami są małoletnie dzieci. Mama także uważa tatę za Jasia Fasolę. I ona leje ten miód na serce wyrostków. Gra aktorska taty podkreśla głęboki idiotyzm jego nostalgii do harcerskich czasów. Któż by roztrząsał, że to on wykłada pieniądze na super telefony dla dzieci, i że to właśnie ten idiota jest zapewne nabywcą pakietu abonamentowego. Myślenie nie jest mocną stroną fascynatów zagranicznych marktów, czyli idiotów właściwych. W przedstawionej rodzince mama ze swoją pasją do słodkiego selfie jest w drużynie z mądrymi dziećmi. Mąż nudzi i brnie na azymut zamiast fascynować się cud - telefonem. Nie ma lepszego sposobu na zniszczenie dzieci, niż obrócenie w gruzy autorytetu rodziców, a demoralizacja udaje się telewizji jeszcze lepiej, niż szkole.
Tymczasem, wystarczy znaleźć się podczas burzy w Kasince Małej, lub Zakopanem i zobaczyć, jak działają cuda techniki, gdy nie ma prądu, a macherzy od sytuacji kryzysowych zamienili się w fantomy. Telefony nie działają bowiem już przed burzą i nikt jeszcze długo po niej nie panuje nad całością. Nie ma internetu, nawigacji, radia, telewizji, ani telefonów stacjonarnych. Nie ma nawet dróg i mostów, bo państwo wszędzie kompletnie zaniechało melioracji i można tylko błagać Bozię, żeby deszczu nie było w przyrodzie w ogóle. Jeszcze niedawno melioracje prowadzone były okrągły rok. Teraz już nie. Budowa byle jakiej infrastruktury polega na przeputaniu europejskich funduszy.
W realu, gdy zdarzy się klęska, nie ma na ulicy jednego policjanta, ni miejskiego strażnika. Żadnego z tych zuchów strzelających ofiarnie podczas pościgu za piratem drogowym w czasie spokoju. Od czasu do czasu przemyka jedynie straż w swoich hermetycznych wozach.