Elektorat zmiennym jest

Wyniki starcia o sejmiki to tylko większy sondaż

Publikacja: 12.11.2014 01:00

Elektorat zmiennym jest

Foto: Waniek Ryszard/Fotorzepa

Politycy i komentatorzy prześcigają się w stwierdzeniach, że nadchodzące wybory samorządowe są najważniejszym sprawdzianem przed wielkim przyszłorocznym bojem politycznym i właściwie przesądzą o wyniku wyborów parlamentarnych. Dlatego wszyscy z niecierpliwością oczekują niedzielnego werdyktu Polaków.

Były działacz PiS, a dziś zaprzysięgły wróg tej formacji, Michał Kamiński już ogłosił, że Jarosław Kaczyński przegra wybory samorządowe, a w ślad za tym przegra przyszłoroczne wybory do Sejmu i Senatu. Niewykluczone, że tak właśnie się stanie, ale na pewno nie z powodu wyniku w wyborach lokalnych. Bo gdyby prześledzić rezultaty wyborów do sejmików i porównać je z efektem głosowania Polaków do parlamentu, to okazuje się, że jedne i drugie mają ze sobą niewiele wspólnego.

Wróżenie z fusów

Wybory do sejmików samorządowych odbędą się po raz piąty, ale dopiero od 2006 roku poprzedzały wybory parlamentarne, co było efektem skrócenia kadencji Sejmu o dwa lata. Komentatorzy sceny politycznej zawsze usiłowali wywróżyć na podstawie wyników tych wyborów, co się wydarzy w przyszłości na scenie politycznej. Na początku próbowano oceniać, ile straciła partia rządząca po roku sprawowania władzy, a na ile urosła w siłę opozycja. Później na tej podstawie usiłowano przewidzieć wyniki wyborów parlamentarnych. Ale w jednym i drugim przypadku analitycy często trafiali jak kulą w płot.

Pierwsze wybory do sejmików samorządowych z 1998 roku odbyły się rok po zwycięstwie wyborczym Akcji Wyborczej Solidarność. Rządząca AWS osiągnęła w tych wyborach wynik jedynie o 0,74 pkt proc. gorszy niż w wyborach do parlamentu. Nic więc nie zapowiadało gwałtownego odpływu elektoratu i totalnego upadku tej partii trzy lata później. Tym bardziej że AWS ciągle wyprzedzała największą partię opozycyjną, czyli SLD. Sojusz co prawda już był na fali wzrostowej, bo w wyborach samorządowych zdobył 30 proc. głosów, o 3 pkt więcej niż przed rokiem, ale to jeszcze nie wróżyło jego przyszłego sukcesu.

Cztery lata później sytuacja miała się zgoła odmiennie. Koalicja SLD–UP, która w wyborach parlamentarnych 2001 roku rozbiła w pył konkurencję i jako pierwsza od 1989 roku otarła się o samodzielne rządzenie, zdobywając 41,4 proc. głosów, rok później przyciągnęła już tylko 24,5 proc. wyborców.

Socjolog Jerzy Wiatr, jeden z czołowych ideologów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, w opracowaniu „Polska po wyborach samorządowych 2002 roku" martwił się, że koalicja SLD–UP utraciła jedną trzecią wyborców, choć podkreślał, że mimo wszystko utrzymała pozycję nr 1 na scenie politycznej. „Dla SLD jest to sygnał, że konieczna jest »krytyczna ocena i rewizja dotychczasowego sposobu działania«" – pisał Wiatr.

Koalicja PO–PiS – była wówczas taka koalicja w większości sejmików – zdobyła 16,5 proc. głosów i było to mniej niż łączny wynik obu partii w wyborach w 2001 roku, w których PO zdobyła prawie 13 proc. głosów, a PiS – 9,5 proc.

Głosowanie w wyborach do samorządu pokaże tylko nastroje społeczeństwa

„Dla prawicowej opozycji jest to sygnał, że jej dotychczasowa polityka nie zyskuje poparcia" – pisał z satysfakcją Wiatr. I dodał, że umiarkowana opozycja może zostać wyprzedzona przez partie populistyczne i radykalne, czyli Samoobronę i LPR. W tym wypadku mocno się pomylił, bo trzy lata później PO i PiS wspólnymi siłami niemal wdeptały SLD w ziemię, Samoobronie i LPR przypadła zaś w udziale rola politycznych przystawek.

Jedno socjolog przewidział dobrze – orzekł, że słaby wynik PSL w wyborach samorządowych (11 proc.), wzmocni skłonność tej partii do przesuwania się ku partiom prawicy. Rzeczywiście niespełna rok później rząd Leszka Millera stracił ludowego koalicjanta.

Poparcie chwilowe

Ciekawa sytuacja związana była z wyborami samorządowymi w 2006 roku, bo odbyły się one rok po wyborach parlamentarnych i zarazem rok przed wyborami parlamentarnymi. PiS i PO zamieniły się w nich miejscami w stosunku do wyborów z 2005 roku. Zwycięska przed rokiem partia Jarosława Kaczyńskiego nieznacznie straciła poparcie, a PO nieznacznie zwiększyła swoje i to wystarczyło, by zyskała dwupunktową przewagę nad PiS. Wyniki jednak w najmniejszym nawet stopniu nie zwiastowały, że rok później, gdy doszło do przedterminowych wyborów, partia Tuska uzyska przygniatającą przewagę nad PiS, zdobywając 41,5 proc. głosów i wyprzedzając partię Kaczyńskiego o 9,5 proc. głosów.

Niewiele też można było wnioskować z wyborów samorządowych 2010 roku.

PO zdobyła w nich prawie 31 proc. głosów do sejmików, PiS – 23 proc., PSL – 16 proc., a SLD nieco ponad 15 proc. Rok później kolejność partii w rankingu się nie zmieniła, choć wyniki były zgoła odmienne. Dwie największe partie poprawiły swój stan posiadania dokładnie o 7 pkt proc., a mniejsze partie uzyskały o połowę gorszy wynik.

Przy czym mało kto się spodziewał, że PO po czterech lata rządów wyprzedzi swojego głównego adwersarza, czyli Prawo i Sprawiedliwość, aż o blisko 10 pkt proc. To był prawdziwy nokaut polityczny. Srodze też zawiódł się SLD, który po sukcesie w wyborach samorządowych liczył, że wyrośnie na trzecią siłę w parlamencie. Nic takiego się nie wydarzyło. Przeciwnie, Sojusz osiągnął w 2011 roku swój najgorszy wynik w historii i spadł na ostatnie, piąte miejsce w sejmowym rankingu politycznym.

Jedną niewątpliwą wartość mają wybory do sejmików samorządowych – pokazują w danym momencie rzeczywiste poparcie dla partii. Na tym polega ich wyższość nad sondażami, których wyniki są czasami tak różne, że wprowadzają więcej zamętu, niż dostarczają rzeczywistych informacji. Czasami można też na ich podstawie wnioskować o zmianie nastrojów społecznych, ale przewidzieć wyniki wyborów jest niesłychanie trudno.

Nie zmienia to faktu, że po niedzielnych wyborach prawdopodobnie wszystkie partie ogłoszą sukces i będą przekonywały, iż jest to znakomity prognostyk przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi.

Politycy i komentatorzy prześcigają się w stwierdzeniach, że nadchodzące wybory samorządowe są najważniejszym sprawdzianem przed wielkim przyszłorocznym bojem politycznym i właściwie przesądzą o wyniku wyborów parlamentarnych. Dlatego wszyscy z niecierpliwością oczekują niedzielnego werdyktu Polaków.

Były działacz PiS, a dziś zaprzysięgły wróg tej formacji, Michał Kamiński już ogłosił, że Jarosław Kaczyński przegra wybory samorządowe, a w ślad za tym przegra przyszłoroczne wybory do Sejmu i Senatu. Niewykluczone, że tak właśnie się stanie, ale na pewno nie z powodu wyniku w wyborach lokalnych. Bo gdyby prześledzić rezultaty wyborów do sejmików i porównać je z efektem głosowania Polaków do parlamentu, to okazuje się, że jedne i drugie mają ze sobą niewiele wspólnego.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości