Czasem nie wiadomo, o co chodzi

Z logicznego punktu widzenia człowiek powinien dążyć ku minimalizowaniu swoich wysiłków, ponieważ moc do działania nie bierze się znikąd. Jednak nowoczesna fizyka zakłada, że Wszechświat potrafi rodzić energię…

Publikacja: 10.02.2015 15:37

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Wydawać by się mogło, że ktoś tak zasłużony dla nauki i genialny jak Albert Einstein nie popełniał błędów. Jednak i jemu zdarzało się przyjąć złe założenia. Stała kosmologiczna oznaczana dużą grecką literą lambda zyskała formę w 1917 roku i przetrwała dwanaście lat, do odkrycia Hubble'a zakładającego rozszerzanie się wszechświata. W dużym skrócie według pierwotnych założeń Einsteina, lambda miała kosmos ograniczać, kolejne teorie dowiodły, że wbrew pierwotnym założeniom on cały czas się rozszerza. Genialny fizyk nazwał stałą największą pomyłką swojego życia, ale zmiana koncepcji modelu wszechświata nie wymagała radykalnie nowego podejścia do równań. Wystarczyło podmienić wartości i teoretyzować dalej.

Ciemna energia

Według fizyków kosmos jest w stanie zaprzeczyć zdrowemu rozsądkowi, który podpowiada, że coś nie jest w stanie wziąć się z niczego. Na każde wiele milionów lat i na każdy metr sześcienny powstaje jeden proton energii. Nie wiadomo jednoznacznie, jak taki mechanizm zachodzi, ale starając się zrozumieć teorię istnienia ciemnej energii oraz ujemnego ciśnienia wywieranego przez nią na wszechświat można pogodzić się z takimi modelami kosmologii. Zatem coś może brać się z niczego.

Na co dzień trochę trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek porcje energii przybywające dosłownie znikąd. Wszystko opiera się na minimalizowaniu wysiłków, większe zrywy bazują na tym, że gra toczy się o wiele większą stawkę. Inaczej się zwyczajnie nie opłaca podchodzić do życia. Pod tym kątem patrząc to kraje o językach zbliżonych do naszego (jak Ukraina, Rosja i pozostałe byłe republiki radzieckie) powinny być dla Polski naturalnymi partnerami wymiany gospodarczej. Nie trzeba by żmudnych lat nauki angielskiego czy chińskiego, by zdobywać nowe kontrakty. Certyfikaty językowe od instytucji odwołujących się do przedwiecznego dziedzictwa nie byłyby potrzebne, bo negocjować umowy na miliony dałoby się bez przygotowania. Można by się zatem zastanowić, dlaczego Ukraina nie działa obecnie w podobny sposób i z jakiego powodu podtrzymuje na swoim terytorium stan, który przybliża to, o czym lepiej głośno nie mówić.

Ukraińskie realia

Polska już od długiego czasu została pozbawiona miejsca przy stołach, przy których toczą się negocjacje pomiędzy Kijowem a Moskwą. To nie w nas, którzy nie dość, że blisko, to jeszcze podobnie umocowani w historii, nasi wschodni sąsiedzi widzą partnerów, ale sięgają po obrońców swoich praw dużo dalej, do Berlina i Paryża. Problem w tym, że interesy Niemiec i Francji mogą być dużo bardziej zmienne od podejścia Polski. Każdy kraj przykłada do tych samych problemów całkowicie inną optykę, która nie zawsze przypomina różowe okulary. W Warszawie na próżno było w styczniu i trudno byłoby także i dziś znaleźć ludzi protestujących masowo przeciwko terrorowi strzelającemu do mediów. U nas mało kto lub raczej prawie nikt nie chciał „być Charliem", ale to Ukraina sięgała po tabliczki nawiązujące do tragedii w paryskim tygodniku, gdy sama doświadczyła ataku na autobus pełen cywilów. W Kijowie można było znaleźć samego prezydenta Poroszenkę z poważną miną trzymającego napis „Ja Wołnowacha".

Pojawiające się coraz silniej na horyzoncie negocjacji w sprawie Ukrainy zapewnienia Waszyngtonu o możliwości udzielenia pomocy o charakterze militarnym budzi grozę. Andrzej Ryba, publicysta i wydawca literatury, podaje trzy możliwości rozwiązania konfliktu. Jest jeden jedyny sposób, sposób z którego Zachód wyszedłby obronna ręką i zachował dzisiaj twarz. Tą drogą jest pójście ścieżką Serbii i Kosowa. Sytuacja jest niemal identyczna. Zamieszkująca na pewnym terytorium państwa mniejszość narodowościowa chce się oderwać od tego państwa i stworzyć własną autonomiczną jednostkę - jak Albańczycy w Kosowie. Trzeba więc przeprowadzić na tym terytorium, wg spisu obywateli sprzed wojny, referendum, które określi status tego terytorium. I na to oczywiście zgodzi się Rosja. Zadaniem Zachodu, w tym Polski powinno być skłonienie Poroszenki do zgody na takie referendum. Wszelkimi sposobami, łącznie z szantażem finansowym. Oczywiście między walczące strony musiałyby wejść wojska Unii. Wtedy nacjonaliści z Prawego Sektora nie mogliby strzelać, bo popełniliby polityczne samobójstwo.

Warianty zakończenia konfliktu

Unia Europejska nie może stosować różnych standardów w zależności od sytuacji. Jeśli powiedziała „A" w Serbii to dzisiaj musi powiedzieć „B" na Ukrainie. W Kosowie otworzyła puszkę Pandory, jednak nie można naginać wprowadzonych raz zasad zależnie od sytuacji. Kryteria powinny być takie same dla wszystkich. Także dla Poroszenki i Ukrainy. Bo przecież kandydując do Unii musza oni przestrzegać standardów unijnych. Było referendum w Szkocji, było w Kraju Basków, w Kosowie, musi więc być i na Ukrainie. W zamian za to Putin musi się zgodzić na Ukrainę w NATO. Rosyjski prezydent na to się zgodzi, bo wówczas sam zachowuje twarz wobec Rosjan doprowadzając do referendum w Donbasie. Pokój jest możliwy, ale bez Prawego Sektora. Innego rozwiązania prowadzącego do pokoju na Ukrainie nie ma – uważa Andrzej Ryba.

Wyobraźmy sobie, że Putin się wycofuje i zostawia Donbas. Ludność rosyjskojęzyczna jest wymordowana, jak w Sewastopolu przez Prawy Sektor. Rosjanie w Rosji burzą się, że zabija się ich pobratymców. Możliwy jest przewrót w Moskwie i dojście do władzy ludzi pokroju Żyrynowskiego, żądnych odwetu, wkraczających na Ukrainę. Takich, którzy nie zatrzymają się wcześniej niż przed Kijowem. Co robi Europa i Stany Zjednoczone? Oczywiście odpowiadają na atak i mamy trzecią wojnę światową, albo nie robią nic i tracą twarz w oczach całego świata.

Wariant drugi. Wojna na Ukrainie trwa przez lata - Europa i Stany Zjednoczone dostarczają broń, która dostaje się do rąk Prawego Sektora. W tej sytuacji mamy do czynienia z klęską humanitarną i Prawy Sektor osiąga to, co chciał - czyli absolutną likwidację ludności cywilnej na obszarze Donbasu. Rosjanie nie maja już kogo tam bronić. W tym wypadku to kompromitacja Europy i Stanów Zjednoczonych, którzy godzą się na śmierć tak wielu ludzi tylko po to, żeby nie stracić twarzy przed Putinem. Mało prawdopodobne ,żeby prezydent Rosji zgodził na taki wariant. Prędzej zajmie Kijów.

Wariant trzeci to doprowadzenie do wspominanego referendum. Im szybciej Europa i Stany Zjednoczone zdadzą sobie z tego sprawę, tym mniej będzie ofiar. Wersja logiczna i prosta, taka, która nie zakłada tworzenia energii niewiadomego pochodzenia. Bo takie rzeczy dzieją się przecież tylko daleko w kosmosie.

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem