Wydawać by się mogło, że ktoś tak zasłużony dla nauki i genialny jak Albert Einstein nie popełniał błędów. Jednak i jemu zdarzało się przyjąć złe założenia. Stała kosmologiczna oznaczana dużą grecką literą lambda zyskała formę w 1917 roku i przetrwała dwanaście lat, do odkrycia Hubble'a zakładającego rozszerzanie się wszechświata. W dużym skrócie według pierwotnych założeń Einsteina, lambda miała kosmos ograniczać, kolejne teorie dowiodły, że wbrew pierwotnym założeniom on cały czas się rozszerza. Genialny fizyk nazwał stałą największą pomyłką swojego życia, ale zmiana koncepcji modelu wszechświata nie wymagała radykalnie nowego podejścia do równań. Wystarczyło podmienić wartości i teoretyzować dalej.
Ciemna energia
Według fizyków kosmos jest w stanie zaprzeczyć zdrowemu rozsądkowi, który podpowiada, że coś nie jest w stanie wziąć się z niczego. Na każde wiele milionów lat i na każdy metr sześcienny powstaje jeden proton energii. Nie wiadomo jednoznacznie, jak taki mechanizm zachodzi, ale starając się zrozumieć teorię istnienia ciemnej energii oraz ujemnego ciśnienia wywieranego przez nią na wszechświat można pogodzić się z takimi modelami kosmologii. Zatem coś może brać się z niczego.
Na co dzień trochę trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek porcje energii przybywające dosłownie znikąd. Wszystko opiera się na minimalizowaniu wysiłków, większe zrywy bazują na tym, że gra toczy się o wiele większą stawkę. Inaczej się zwyczajnie nie opłaca podchodzić do życia. Pod tym kątem patrząc to kraje o językach zbliżonych do naszego (jak Ukraina, Rosja i pozostałe byłe republiki radzieckie) powinny być dla Polski naturalnymi partnerami wymiany gospodarczej. Nie trzeba by żmudnych lat nauki angielskiego czy chińskiego, by zdobywać nowe kontrakty. Certyfikaty językowe od instytucji odwołujących się do przedwiecznego dziedzictwa nie byłyby potrzebne, bo negocjować umowy na miliony dałoby się bez przygotowania. Można by się zatem zastanowić, dlaczego Ukraina nie działa obecnie w podobny sposób i z jakiego powodu podtrzymuje na swoim terytorium stan, który przybliża to, o czym lepiej głośno nie mówić.
Ukraińskie realia
Polska już od długiego czasu została pozbawiona miejsca przy stołach, przy których toczą się negocjacje pomiędzy Kijowem a Moskwą. To nie w nas, którzy nie dość, że blisko, to jeszcze podobnie umocowani w historii, nasi wschodni sąsiedzi widzą partnerów, ale sięgają po obrońców swoich praw dużo dalej, do Berlina i Paryża. Problem w tym, że interesy Niemiec i Francji mogą być dużo bardziej zmienne od podejścia Polski. Każdy kraj przykłada do tych samych problemów całkowicie inną optykę, która nie zawsze przypomina różowe okulary. W Warszawie na próżno było w styczniu i trudno byłoby także i dziś znaleźć ludzi protestujących masowo przeciwko terrorowi strzelającemu do mediów. U nas mało kto lub raczej prawie nikt nie chciał „być Charliem", ale to Ukraina sięgała po tabliczki nawiązujące do tragedii w paryskim tygodniku, gdy sama doświadczyła ataku na autobus pełen cywilów. W Kijowie można było znaleźć samego prezydenta Poroszenkę z poważną miną trzymającego napis „Ja Wołnowacha".
Pojawiające się coraz silniej na horyzoncie negocjacji w sprawie Ukrainy zapewnienia Waszyngtonu o możliwości udzielenia pomocy o charakterze militarnym budzi grozę. Andrzej Ryba, publicysta i wydawca literatury, podaje trzy możliwości rozwiązania konfliktu. Jest jeden jedyny sposób, sposób z którego Zachód wyszedłby obronna ręką i zachował dzisiaj twarz. Tą drogą jest pójście ścieżką Serbii i Kosowa. Sytuacja jest niemal identyczna. Zamieszkująca na pewnym terytorium państwa mniejszość narodowościowa chce się oderwać od tego państwa i stworzyć własną autonomiczną jednostkę - jak Albańczycy w Kosowie. Trzeba więc przeprowadzić na tym terytorium, wg spisu obywateli sprzed wojny, referendum, które określi status tego terytorium. I na to oczywiście zgodzi się Rosja. Zadaniem Zachodu, w tym Polski powinno być skłonienie Poroszenki do zgody na takie referendum. Wszelkimi sposobami, łącznie z szantażem finansowym. Oczywiście między walczące strony musiałyby wejść wojska Unii. Wtedy nacjonaliści z Prawego Sektora nie mogliby strzelać, bo popełniliby polityczne samobójstwo.