– Podzielonej Polski już nie posklejamy – słychać po wyborach z ust wielu polityków i komentatorów. I obawę, że nasz kraj został rozdarty między dwa wrogie i niepotrafiące w żaden sposób ze sobą współpracować obozy.
Dobrze to ilustrują dane demograficzne z sondażu exit poll. Wschód wybrał Dudę, zachód Komorowskiego. Bogatsi i lepiej wykształceni mieszkańcy miast chcieli zachowania status quo, biedniejsi i gorzej wykształceni, w większości ze wsi, wybrali radykalną zmianę.
Ale te wybory paradoksalnie pokazały także, że coraz większa część Polaków ma już tej dominacji duopolu PO–PiS dość. Doskonale było to widać w pierwszej turze, w której co piąty wyborca swój głos oddał na antysystemowego Pawła Kukiza.
W tę lukę celuje także lewica. – Te wyniki są potwierdzeniem, że PO i PSL straciły poparcie wyborców. Tu otworzyła się szansa dla lewicy – zapewnia Andrzej Szejna, szef świętokrzyskiego SLD. Liderzy tej partii jeszcze przed wyborami uznali, że to właśnie zwycięstwo Dudy otworzy drogę do odbudowy silnej pozycji SLD. Na taki plan wskazywało już przedwyborcze wystąpienie Leszka Millera po posiedzeniu zarządu Sojuszu. – Teoretycznie nie poparł nikogo, ale wypomniał antylewicowe działania Komorowskiego – przypomina jeden z polityków SLD.
Jak przekonują nasi rozmówcy, teraz będzie można lansować tezę, że to właśnie SLD, a nie PO, może obronić Polskę przed PiS. Ale to tylko jedna z opcji. Zarówno Duda, jak i Komorowski złożyli w tej kampanii wiele obietnic kierowanych do elektoratu lewicowego, związanych m.in. z podwyżkami płac, zniwelowaniem nierówności społecznych czy obniżeniem wieku emerytalnego.