Marek Kozubal: Nie WOT, lecz pilarze powinni ciąć drzewa

Opozycja upomina się o Wojska Obrony Terytorialnej na terenach objętych skutkami huraganu. Świadczy to o jej całkowitej ignorancji.

Publikacja: 17.08.2017 21:03

Marek Kozubal: Nie WOT, lecz pilarze powinni ciąć drzewa

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Politycy grzmią, że wojsko nie zostało skierowane na obszary objęte skutkami piątkowych nawałnic natychmiast. MON odbija piłeczkę i twierdzi, że reakcja na wystąpienie wojewody pomorskiego była najszybsza z możliwych. Wiceminister Michał Dworczyk zapewnia, że od momentu wystąpienia do wysłania w region objęty klęską wojska minęło pięć godzin. Jak podaje MON, w powiatach objętych skutkami katastrofy działa 200 wojskowych, którzy mają do dyspozycji m.in. amfibie i spychacze.

Wojskowi usuwają drzewa, gałęzie, konary, udrażniają koryto Brdy, ściągają wiatrołomy z dróg. To przeważnie żołnierze wojsk inżynieryjnych.

Zgodnie z programem zarządzania kryzysowego w gotowości jest blisko 9,5 tys. żołnierzy w całym kraju, mają do dyspozycji blisko tysiąc sztuk sprzętu, w tym śmigłowce. Czekają tylko na moment, gdy władze cywilne – w tym wypadku wojewoda – zwrócą się do MON. Dopiero wtedy wojsko może zostać skierowane w rejon kataklizmu. Opozycja doskonale o tym wie, bo te same procedury obowiązują od lat.

Ale politycy opozycji nie odpuszczają. Chętnie widzieliby w tym regionie Wojska Obrony Terytorialnej, czyli te same jednostki, które krytykują, określają jako wojska Macierewicza i obiecują, że po dojściu do władzy je zlikwidują.

Mają rację, że w miejscach, gdzie doszło do kataklizmów, np. nawałnic, powodzi, strażaków i inne służby powinni wspierać żołnierze WOT. Takie bowiem ma być ich zadanie. Jest jednak pewne „ale".

Po pierwsze, jednostki WOT organizowane są na razie w trzech wschodnich regionach: białostockim, lubelskim, rzeszowskim (w regionach objętych huraganem będą w przyszłym roku). Po drugie, żołnierze tych jednostek dopiero się uczą, pełną gotowość bojową osiągną w ciągu trzech lat. Po trzecie – i to jest jedna z fundamentalnych zasad działania wojsk terytorialnych – przypisane są one do określonego terenu, czyli miejsc, które znają.

Michał Dworczyk w programie #RZECZoPOLITYCE żądania interwencji WOT nazywa więc „dowodem cynizmu" polityków opozycji, którzy wcześniej „potępiali w czambuł ich koncepcję". I zapewnia, że gdyby do kataklizmu doszło na Podlasiu, formacja obrony terytorialnej tamtejszej społeczności by pomogła.

A może zamiast wysyłać w miejsca, w których został zniszczony las, wojsko, powinni zostać tam przerzuceni leśnicy, wraz z pilarzami, którzy wycinają Puszczę Białowieską? Jak podaje minister środowiska Jan Szyszko, zniszczonych zostało ponad 40 tys. hektarów lasów. To oznacza, że 8,5 miliona metrów sześciennych drzewa leży pokotem. Jest więc co robić.

Politycy grzmią, że wojsko nie zostało skierowane na obszary objęte skutkami piątkowych nawałnic natychmiast. MON odbija piłeczkę i twierdzi, że reakcja na wystąpienie wojewody pomorskiego była najszybsza z możliwych. Wiceminister Michał Dworczyk zapewnia, że od momentu wystąpienia do wysłania w region objęty klęską wojska minęło pięć godzin. Jak podaje MON, w powiatach objętych skutkami katastrofy działa 200 wojskowych, którzy mają do dyspozycji m.in. amfibie i spychacze.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę