Rzeczpospolita: Lider katalońskich nacjonalistów Carles Puigdemont, któremu pomógł pan uciec z Barcelony do Brukseli, nagle uznał, że Unia to „związek dekadenckich krajów", organizacja bez przyszłości. A przecież do tej pory twierdził, że niepodległa Katalonia znajdzie bezpieczną przystań w zjednoczonej Europie. Co się stało?
Mam z nim stały kontakt, w pierwszych dniach znalazł schronienie w lokalach naszej organizacji. Nie spodziewał się, że Madryt będzie chciał go aresztować. Ale wiem, że jest też bardzo zawiedziony postawą Unii wobec kryzysu katalońskiego.
Dlaczego?
Uważa, że Wspólnota udaje Poncjusza Piłata, twierdząc, że to jej nie dotyczy, że to sprawa Hiszpanii. W Brukseli żaden z przywódców Unii nie chciał się spotkać z Puigdemontem. A przecież katalońska demokracja jest po prostu wzorowa, proeuropejska. Unia nigdy nie powinna była znaleźć się po stronie tych, którzy stosują represje. To się odwróci przeciwko Wspólnocie, w tym sensie jest to problem całej Europy. Dziesięć lat temu, gdy zaczęły wychodzić na jaw skandale korupcyjne w Atenach, Europa też uznała, że to wewnętrzna sprawa Grecji. I dziś nadal cała Unia za to płaci, bo Grecy nie są w stanie samodzielnie stanąć na nogi. O ile jednak grecki kryzys ma charakter gospodarczy, o tyle kataloński – polityczny. Dlatego jego cena będzie o wiele wyższa. Bruksela dopuściła do powstania w sercu Europy autorytarnego reżimu.
Do tej pory Unia promowała jednak decentralizację, samorządność choćby poprzez Komitet Regionów. Zmieniła zdanie?