Wadim Sziszimarin przyznał się do zastrzelenia 62-letniego mężczyzny kilka dni po rozpoczęciu inwazji. Grozi mu dożywocie.
Więzień został wprowadzony do maleńkiej kijowskiej sali sądowej w kajdankach, otoczony przez silnie uzbrojonych strażników. Wyglądał na zdenerwowanego i miał pochyloną głowę.
Zaledwie kilka metrów od niego siedziała wdowa po zabitym mężczyźnie.
Otarła łzy, gdy żołnierz wszedł do sądu, a potem siedziała z założonymi rękami, gdy prokurator opisywał moment, w którym mąż Kateryny został postrzelony w głowę.
- Czy uznaje pan swoją winę? - zapytał sędzia. - Tak - odpowiedział Sziszimarin. "Całkowicie?" - Tak - odpowiedział cicho zza szyby swojej szarej, metalowo-szklanej klatki.